Nie
robią za dużo filmów o tym, co dzieje się po
„magicznym pojednaniu”. Przez bite półtorej godziny dziewczyna ugania
się za obiektem swoich marzeń, a gdy wreszcie on zaczyna coś tam pojmować i
nadchodzi długo oczekiwany happy end, zwykle kończy się to na scenie, w której
wyznają sobie miłość, chociaż przeważnie znają się za krótko, by móc mówić o
jakimkolwiek głębszym uczuciu. Mniejsza z tym. Moje magiczne pojednanie było
intensywne, niespodziewane, niemalże idealne. Nie chcę mówić o perfekcji, bo
boję się, że wszystko zapeszę. Poza tym było w tym wszystkim odrobinę
dramatyzmu. Wiadomo jak jest. Wszyscy mamy jakieś cele i pragnienia. Sęk w tym,
że gdy już dostaniemy to, czego chcieliśmy, nagle okazuje się, że nie tak to
sobie wyobrażaliśmy. Tak nas zaprogramowano. Ze wszystkich stron karmią nas
błędnym, totalnie przerysowanym obrazem rzeczywistości. Wpojono nam, że
któregoś dnia pod domem ujrzymy białego rumaka, ewentualnie jaguara, co
niestety, bardziej prawdopodobne w dzisiejszych czasach i chyba nawet
zaczęliśmy w to wierzyć.
Matty
nie miał rumaka, a jego samochód był delikatnie mówiąc, mało luksusowy. To
wszystko nieważne. Nieważne. Całował mnie tak zachłannie i namiętnie, jakby
sama świadomość, że wszechświat po raz pierwszy stał po mojej stronie, nie była
wystarczającym zadośćuczynieniem za dotychczasowe nieprzyjemności. I pomyśleć,
że jakieś dziesięć minut wcześniej nic nie zapowiadało takiego obrotu sprawy. Wpadłam
do kręgielni, w której bawił się w najlepsze z Tony’m i Chris’em oraz garstką
innych osób i siłą wyprowadziłam go na zewnątrz. Coś mi mówi, że moje słowa
(czytaj: wyrzuty) mogły być nieco za ostre, może nawet przesadzone, ale
najwyraźniej nie zraziłam go do siebie tą gadką o okłamywaniu mnie. Jak to
mówią przyganiał kocioł garnkowi… Oboje byliśmy niezłymi intrygantami.
Dodatkowo przy każdej możliwej okazji demonstrowałam swą łagodną naturę.
Nazwijcie mnie furiatką, ale ja po prostu względnie często dawałam upust złości
i poirytowaniu. Wracając do bliższego mego sercu tematu. Miałam wrażenie, że
Matthew w góle mnie nie słuchał. Zerkał co prawda to na moje usta, to znowu na
spuszczony wzrok, schowany gdzieś tam za lekko pofalowaną od wilgotnego
powietrza grzywką, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że nie bardzo
interesowało go to, co mówiłam i wreszcie, gdy tylko skończyłam wywód i nieobecnym
spojrzeniem wodziłam po opustoszałej okolicy, nagle wpił się w moje wargi. Zaskakujące,
nieprawdaż? Niemal tak dezorientujące, jak wiadomość, którą od niego
otrzymałam.
„Chodzi
o Ciebie. Zawsze chodziło tylko o Ciebie, Rachel".
Teraz
te słowa znalazły nie tyle sens, co swoje potwierdzenie. Przez moment wydawało
mi się, że to tylko podły żart, ale sposób, w jaki objął mnie w pasie i splótł
palce drugiej dłoni z moimi dowodził czegoś zgoła innego. Kiedy oderwał się od
moich rozpalonych do granic możliwości ust, które zresztą pozostawały lekko
rozchylone, serce dosyć sugestywnie przypomniało mi o swoim istnieniu, a w
połączeniu z przyspieszonym, spazmatycznym oddechem dało ujścia autentycznemu zdenerwowaniu.
Jako typowa realistka miałam pewne obawy co do tego, czy to przed chwilą działo
się naprawdę, a nie tak jak do tej pory, we śnie. Wbrew pozorom był to dosyć
poważny problem, bo Matthew Hale pozostawał tylko odległą fantazją i nie miałam
pojęcia co zrobię, jeśli będzie mój. A teraz był mniej nie-mój niż
kiedykolwiek.
-
Demoralizujesz mnie – przemówiłam w końcu drżącym, lekko speszonym głosem. Czułam
się surrealistycznie i dziwnie. Nikt nie uprzedził mnie, że wychodzenie ze
strefy przyjaźni będzie tak krępujące. Trudno było przestawić się na nowy tryb
znajomości, nawet jeśli od wieków się w nim podkochiwałam. No i zawsze istniało
prawdopodobieństwo, że wszystko spieprzę.
***
Nastały
dziwne czasy. Prawie każdy z naszej paczki się z kimś spotykał. Natalie i Tony,
Peter i Spencer, Cassie i ten dziwaczny kujon, którego imienia nie potrafię
zapamiętać, ale wszyscy mówią na niego Sting, ja i Matty… Ta ostatnia
kolaboracja nie jest aż tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Nie chciałam
„wyjść z szafy”, jak to oficjalne ujawnienie się nazywają homoseksualiści. Rany
były za świeże, a Emily nadal serwowała mi drinki, więc z przyczyn naturalnych
bałam się o swoje zdrowie tudzież życie. Była jeszcze dosyć specyficzna
zażyłość pomiędzy mną, a Lemonem, psem Peter’a, który na mój widok zwyczajnie
nie mógł się oprzeć swoim iście zwierzęcym popędom. Cóż mogę rzec, gdybym była
zoofilem, pewnie by mi to imponowało.
Jeśli
chodzi o bromanse, to nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że pomiędzy mną a Pete’m
coś się zepsuło. Fakt, że zastałam go w dość jednoznacznej sytuacji z
dziewczyną, której szczerze nie znoszę co prawda nie powinien wpływać na nasze
relacje, a jednak nie mogłam pozbyć się tego obrazu z pamięci. Próbował ze mną
rozmawiać, owszem, ale te nieudolne próby zawsze kończyły się podobnie –
wielkim fiaskiem.
-
Nie możesz mieć do mnie o to pretensji, Rachel – zwykł mawiać.
Odpowiadałam
mu na to zwykle spojrzeniem bazyliszka, ewentualnie dorzucałam kąśliwą uwagę
typu „to nie mój interes, tylko twój; dosłownie”, czy „jak mawiają nie wpycham
się tam gdzie mnie nie chcą, ty natomiast wpychasz się tam, gdzie cię chcą”. Moje
złośliwe docinki z podtekstem seksualnym przeszły do historii. Spisałam je na
wszelki wypadek, gdyby moje wnuki chciały się dowiedzieć jaka była ich babka.
Któregoś
razu nie wytrzymałam. Jak śmiał podejrzewać mnie o to, że w ogóle przejmuję się
tym, że skonsumował swój związek z tą jędzą? Przecież miałam Matty’ego.
-
Musisz mieć o sobie naprawdę wysokie mniemanie, skoro uważasz, że obchodzi mnie
to, co was łączy. Wolałabym nie widzieć tego na własne oczy, ale tylko dlatego,
że czuję się zniesmaczona. To tak jakby podejrzeć rodziców w sypialni. Dla
każdego dziecka są tacy aseksualni!
-
Uważasz, że jestem aseksualny?
-
Ty jak ty, ale wasza dwójka razem…
-
Dobrze wiedzieć, choć jakby przyjrzeć się naszej burzliwej przeszłości… Mówię
teraz o tobie i o mnie.
-
W pojedynkę i po pijaku nie jesteś taki zły.
-
Dzięki.
-
Peter, przyniesiesz mi coś do picia? – wtrąciła nagle Spencer tonem
nieznoszącym sprzeciwu, a ten, jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki
odmaszerował w kierunku stołówkowego bufetu. – Wiem, że jesteście ze sobą
blisko i nie przeszkadza mi to – nieoczekiwanie zwróciła się do mnie,
przyklejając na twarz jeden ze sztuczniejszych uśmiechów, na jaki było ją stać.
Zdumiewające do czego zazdrość potrafi pchnąć człowieka. – Spędzacie ze sobą
dużo czasu, a ja nie bardzo się w tym wszystkim odnajduję, więc pomyślałam, że
gdybyśmy spróbowały nieco ocieplić nasze relacje, ułatwiłoby to sprawę.
Super,
teraz mam się bratać z wrogiem.
-
Jasne, czemu nie? – odparłam na głos, przyjmując jej strategię. Nigdy nie
potrafiłam pojąć jak ktoś taki jak ona potrafił omotać kogoś takiego jak Morgan
wokół swojego palca. Może to właśnie sposób jej działania. Udawaj słodką
idiotkę, a świat będzie twój.
Idąc
za ciosem poszłyśmy na koncert jednego z moich ulubionych zespołów i choć
ewidentnie żadna z piosenek nie przypadła jej do gustu, to nic nie mówiła,
zabrałam ją więc na całonocny maraton w kinie z najbardziej kiczowatymi
komediami romantycznymi, jakie tylko powstały.
-
Podobało ci się?
-
Jasne.
-
Daj spokój. Kilka razy przysnęłaś i dopiero pochrapywanie faceta siedzącego
przed nami było w stanie cię dobudzić. Dlaczego jesteś taka miła? Czy
kiedykolwiek mówisz na głos to, o czym w rzeczywistości myślisz?
-
To niegrzeczne. Poza tym mogłabym zranić czyjeś uczucia.
Wydaję
oficjalne orzeczenie: z naszej przyjaźni nici. Sprawdziły się prawie wszystkie
moje przypuszczenia. Była nijaka. Przystawała na wszystkie propozycje, ale żadna
nigdy nie padła z jej ust. Rozmowa z workiem ziemniaków byłaby o niebo
ciekawsza. Jedyną rzeczą, która zespalała ją z Peter’em musiało być przyzwyczajenie.
Kiedy dwie osoby są ze sobą tak długo, to muszą być do siebie w jakimś tam
stopniu przywiązani. Wizja bycia samemu wydaje się wtedy taka straszna i
porównywalna do apokalipsy. Ja osobiście im współczuję. To takie bezpieczne,
tkwić w czymś dobrze znanym i wypróbowanym, ale przecież można tak wiele
przegapić.
***
Jestem
wam winna wyjaśnienia. Tony i Natalie… To było do przewidzenia, ale za bardzo
skoncentrowałam się na sobie, by połączyć ze sobą pewne fakty. Oczywiście
posiadałam wiadomości z pierwszej ręki, ale nie wszystko jest takim, jakim się
wydaje.
Natalie
jak wiadomo nie grzeszy świetnymi pomysłami. Wyczytała w jednym z tych swoich
odmóżdżających czasopism dla nastolatek, że najlepszym wabikiem na mężczyzn
jest wzbudzenie w nich zazdrości. Jednocześnie flirtując z Tony’m zaczęła się
więc spotykać ze swoim byłym chłopakiem. Andrew miał być tym magnesem, który
przyciągnąłby ich do siebie. Traf chciał, że gdy ten przemiły, aczkolwiek
niezdecydowany chłopak wreszcie pocałował blondynkę, dołączył do nich pan eks i
stłukł Tony’ego na kwaśne jabłko, jako że Anthony był chłopcem o dosyć
szczupłej, mizernej budowie.
Mijały
dni, może nawet tygodnie, siniaki zdążyły się zagoić i tylko niektóre pożółkły,
przypominając bezustannie o całym zajściu. Honor nie pozwalał mu jednak
spojrzeć na swoją niedoszłą dziewczynę w taki sposób, w jaki by tego chciała. W
tym momencie do akcji wkroczyła ciocia Rachel. Może na taką nie wyglądam, ale
wbrew pozorom czasem silę się na uprzejmości tego typu. Nawet jeśli chodzi o
tego pana, bo nie wiem, czy kiedykolwiek o tym wspomniałam, ale nie byliśmy ze
sobą zbyt blisko.
-
Skąd ten cynizm? Po co ten sarkazm? Wyluzuj, Rachel – powtarzał, co
niewątpliwie miało wpływ na ten stan rzeczy. Status przyjaźni? Raczej się
unikamy. Jesteśmy jak pies z kotem, choć zdarzają się też momenty, kiedy jest
całkiem normalnie; śmiejemy się ze swoich żartów i robimy wszystkie inne,
typowe dla dwójki znajomych rzeczy, najczęściej jednak nadskakujemy sobie do
gardeł. Różnice w naszych charakterach są wręcz diametralne.
-
Słuchaj, Tony – powiedziałam wtedy, pełna determinacji i współczucia dla
przyjaciółki, która dzwoniła do mnie średnio co dwadzieścia minut, pociągając
nosem. Szlochom nie było końca. – Obojgu nam zależy na jednym. Chcemy, żeby
Natalie była szczęśliwa. Dlaczego więc po prostu nie schowasz zdeptanej,
męskiej dumy do kieszeni i nie pobiegniesz do niej?
-
Spotyka się z innym.
-
Gdybyś z nią czasem porozmawiał, to wiedziałbyś, że to nieprawda. Chciała
tylko, żebyś był zazdrosny. Niepotrzebnie wplątała w to wszystko tego idiotę,
ale znasz ją… Nie można karać jej za dobre intencje. Myślę, że odpokutowała już
swoje winy.
Wszyscy
wiedzą jak to się skończyło. Nie
sądziłam, że moja interwencja tak wiele zdziała. Natalie o niczym nie wie,
uważa więc, że gazeta, którą przeczytała jest wręcz Biblią dla takich jak ona.
Nikt nawet nie próbuje wyprowadzić jej z błędu, a ja z Tony’m podpisaliśmy
tymczasowy rozejm. Nie wiedzieć czemu zapytał co mnie łączy z Peter’em. Albo ma
coś nie po kolei w głowie, albo pomylił swoich przyjaciół. Matty, cholera
jasna. Jestem teraz z Matty’m i choć nie przyznajemy tego otwarcie, to przecież
to oczywiste, że mamy się ku sobie. Nie wierzę, że nikt tego nie dostrzega.
____________________________________
Jakoś tak niewiele czasu mam
ostatnio. Przepraszam, że tak mało dzieje się w tym rozdziale, ale musiałam
uzupełnić pewne wątki, a do innych nawiązać i zwyczajnie tak wyszło. Poza tym
nie można polegać na ciągłej sensacji. W ostatnim czasie w świecie panny Rachel
Collins działo się wystarczająco dużo.
Tak ogólnie, to w szczególności
chciałabym zadedykować ten rozdział Natalii, która przeczyta opowiadanie (mam
nadzieję) dopiero jako całość. Nietrudno zgadnąć, pierwowzorem której bohaterki
się stała. No i oczywiście Karolli, która czekała, aż sytuacja z Matty’m się
wyklaruje. Tak mi się wydaje.
HURA!
OdpowiedzUsuńRachel i Matt, Matt i Rachel, Rachel i Matt <3
Och, jak to pięknie brzmi!
Nie mogłam się doczekać, aż będę mogła to napisać!
Nosz kurcze.
Pocałował ją.
Totalnie ją POCAŁOWAŁ <3
YEAH!
Nareeszcie *.*
I teraz wszystko jest cacy <3
Podoba mi się ten rozdział (z wiadomych względów).
Swoją drogą, Rachel zoofil, to by było ciekawe! Hahaha :D
I bardzo dobrze, że dogryza Peter'owi! Nie dziwię się, kto by chciał oglądać coś takiego? Tzn, w sytuacji kiedy jest to jej przyjaciel+ stanowczo NIEprzyjaciółka.
I oczywiście dziękuję za dedykację :) Ja nie tyle czekałam na to, aż sytuacja z Matty'm się wyklaruje. Ja nie mogłam się doczekać, och, PRAGNĘŁAM TEGO! :D
Całuję :*
hhahahah może wplotę w to motyw zoofilii, zobaczymy xD
OdpowiedzUsuńcieszę się, że wreszcie po całej fali rozemocjonowanych komentarzy osiągnęłaś względny spokój tudzież satysfakcję :D