sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 26. Ostatni



                Mniej więcej w połowie czerwca zaczęły do mnie docierać informacje dotyczące domniemanej ciąży Emily (w woli przypomnienia – byłej dziewczyny mojego aktualnego faceta), ale za bardzo się tym nie przejęłam, gdyż jak wiadomo, podobne plotki krążyły swego czasu o mnie i nie miały nic wspólnego z prawdą.
            Spotykaliśmy się z Matty’m już prawie dwa miesiące. Oznaczało to, że przez jakieś sześćdziesiąt dni praktycznie nie rozmawiałam z Peter’em, ale z drugiej strony przez całe osiem tygodni byłam przeszczęśliwa. Pierwszy raz w moim życiu zwyczajnie byłam szczęśliwa.
            To był cudowny tydzień. Zaczęłam normalnie rozmawiać z bratem. Nie obwiniał mnie już za nic. Za nic. Ja i mój chłopak planowaliśmy wspólne wakacje. Mama wyjechała w jakąś delegację, więc nadchodzący weekend mieliśmy spędzić również tylko we dwoje. Żyć nie umierać.
            - Musimy pogadać – oświadczył oschle Matthew. No nic. Seksowna, koronkowa bielizna ukryta pod sukienką na suwak, który by the way ciągnął się przez całą jej długość, musiała jeszcze chwilę poczekać. Jak to mówią – co się odwlecze, to nie uciecze.
            Utkwił we mnie ten smutny wzrok, a ja nadal potrafiłam myśleć tylko o jednym.
            - Nawet nie wiem od czego zacząć – ukrył twarz w dłoniach, jakby nie mógł ani chwili dłużej patrzeć mi w oczy. W geście rozpaczy upadłam przed nim na kolana i próbowałam zmusić go do tego, by na mnie spojrzał, bo wiedziałam, że jego zachowanie nie zwiastowało niczego dobrego. W końcu odpuściłam i jakby nigdy nic usiadłam obok niego i oparłam głowę na jego ramieniu.
            - Wolałabym to usłyszeć od ciebie – westchnęłam ciężko. Złapałam go za rękę. Co najmniej jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc. Opuszkami palców gładziłam po jego dłoni, ale kiedy wreszcie przemówił i usłyszałam jego niski, zachrypnięty głos, zacisnęłam palce, wciskając paznokcie w jego skórę.
            - Emily spodziewa się dziecka.
            - Co zamierzasz zrobić? – zapytałam nieśmiało, choć dobrze znałam odpowiedź. – Kogo ja chcę oszukiwać? Zawsze robisz to, co jest właściwą rzeczą do zrobienia.
            - Nie mogę pozwolić na to, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca.
            - Wiem – szepnęłam, spuszczając wzrok. Nadal jednak kurczowo trzymałam się jego ramienia, jakby tkwiąc w przekonaniu, że koniec nastąpi dopiero wtedy, kiedy wypuszczę go z objęć. – Jesteś chyba ostatnim porządnym facetem na tej planecie. Emily jest szczęściarą.
            - Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam.
            Przepraszam? To wszystko, co miał mi do powiedzenia? Sprawił, że stałam się niewiarygodnie słaba. W stu procentach uzależniona od niego. Czekałam tak długo, by wreszcie był mój, a teraz to umierało. Zrujnował mnie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Rozumiałam dlaczego dokonał takiego wyboru i dlatego nie potrafiłam się na niego nawet należycie złościć. Jak śmiałabym mieć do niego pretensje o to, że zachował się tak przyzwoicie? Wszystko co robił zasługiwało na podziw i oklaski. Idealny Matthew Hale.
            - Być może za bardzo się z tym wszystkim pospieszyliśmy.
            -  Naprawdę, Matt? Usłyszałam już to co chciałam usłyszeć. Nie licz na rozgrzeszenie. Szanuję twoją decyzję, bo wiem, że to najlepsza z możliwych opcji, ale błagam, nie próbuj wmówić mi, że to co było między nami miało z tym coś wspólnego. Stało się. Nie możemy już nic z tym zrobić.
            - Co miałbym powiedzieć? Że żałuję, że tak się stało? Dobrze wiesz, że tak jest.
            - Powiedziałeś już Emily o tym, co postanowiłeś?
            - Wolałem najpierw porozmawiać z tobą.
            Nastała kompletna cisza, a atmosfera była tak gęsta, że z powodzeniem można by ją było pokroić nożem, niczym tort urodzinowy. W sumie było to bliskie prawdy. Być może mój pech obchodził właśnie jakąś rocznicę.
            - Chyba powinienem już iść.
            - Nie zostawiaj mnie. Nie teraz – odrzekłam, łamiącym się głosem. Moje oczy dopiero w tym momencie zaszkliły się łzami. To wszystko działo się naprawdę. Odchodził.  Na jego twarzy malował się grymas zdezorientowania. Co prawda zdążył już wstać i zarzucić bluzę, ale na dźwięk moich słów zatrzymał się i wtopił we mnie to pewne niepewności spojrzenie. Jego piwne oczy… Mimo faktu, że wszystko było bardziej klarowne, niż kiedykolwiek, ja czułam się jeszcze bardziej zagubiona niż zazwyczaj. Dosłownie zdarłam z niego tę cholerną bluzę w ramach protestu i ostentacyjnie objęłam go w pasie. Nie mogłam dostrzec jego reakcji, ale wiem, że przez krótką chwilę się wahał. Nie wiedział czy powinien odpowiadać na moje czułe gesty. Byłam egoistką. Myślałam tylko o sobie, ale na ten moment wszystko było mi obojętne. Byleby tylko zatrzymać go przy sobie jak najdłużej. Choćby nawet to „jak najdłużej” miało nie trwać dłużej niż jedną noc. Wkrótce mi uległ. Jedną dłonią przycisnął mnie do siebie na wysokości moich barków, a drugą zaczął gładzić moje włosy. – Możemy udawać, że ta rozmowa odbędzie się dopiero jutro?
            Uśmiechnął się blado, choć nadal wertował mnie wzrokiem w ten niewzruszony, niemalże obojętny sposób. Zupełnie jakby próbował tłumić swoje uczucia. Domyślam się, że nie było mu łatwo, a przynajmniej wolę myśleć w ten sposób. Sama nie wiem jak do tego doszło. No, dobra… Może ta wizja przeszła mi przez myśl, no ale… Od słowa do słowa, od pocałunku do pocałunku, delikatnie mówiąc, przeszliśmy do rzeczy. Początkowo oboje czuliśmy się dosyć niepewnie, by nie rzec nieswojo, jednak ledwo nasze usta spotkały się w tym subtelnym, nieco kaleczonym pocałunku, a już po chwili nadaliśmy temu wszystkiemu szaleńczego tempa i nasze ruchy i gesty przybrały na śmiałości. Znacie ten specyficzny dźwięk odpinania zamka błyskawicznego? Cóż, nim się zorientowałam, skromny kawałek płótna, czytajcie: moja sukienka, z cichym szelestem wylądował na podłodze. Kiedy mnie obejmował, dosłownie cała drżałam. Było tak idealnie i jednocześnie tak bardzo nieidealnie z wiadomych względów. Prawdziwa perfekcja musi być w końcu nieidealna.
            Tak dobrze się wtedy czułam. Nie docierało do mnie jeszcze, że to wszystko miało raczej charakter pożegnania. I tak oto nazajutrz skończyło się moje pięć minut szczęścia. Myślałam, że najtrudniejszą częścią będzie powiedzenie sobie: „cześć” o poranku, ale to, że Matty wymknął się z mojego mieszkania jeszcze zanim się obudziłam było o wiele gorsze. Nie było żadnego dowodu na to, że jeszcze kilka godzin wcześniej tu był. No, może poza moim złamanym sercem. Powtórzę się – serce to pieprzony mięsień, więc teoretycznie nie da się go złamać, ale jak inaczej określić stan, kiedy jest rozdarte na milion cholernie małych kawałków, których nie można później tak po prostu złożyć w całość i udawać, że nic się nie stało?


***


            - Zawsze to robisz – rzucił obojętnie Peter, beznamiętnie wpatrując się w jezdnię. Był taki opanowany i zdystansowany. Coś jakby mój związek z Matty’m wpłynął na nasze relacje. Co ja pieprzę? Przecież to oczywiste, że związek z jego przyjacielem zmieniło nasz i tak wyjątkowo skomplikowany bromance.
            - Co robię?
            - Uciekasz.
            - Sam namawiałeś mnie do tego, bym skorzystała z tego stypendium. To moja wielka szansa! Bla, bla, bla. Powinnam to docenić. Bla, bla, bla.
            - Dobrze wiesz o czym mówię.
            - Na chwilę obecną nie widzę innego rozwiązania.
            - Nie chcę, żebyś wyjeżdżała.
            To chyba właśnie te słowa zabolały mnie najbardziej. Nie jakieś tam wymówki Matty’ego, nie wypowiedzi Emily na temat jeszcze nienarodzonego dziecka, a próby zatrzymania mnie w tym miejscu przez najlepszego przyjaciela. Być może dlatego, że wiedziałam, że nie zmienię zdania. A już na pewno nie w drodze na lotnisko.
            - Dobrze mieć cię z powrotem – tak brzmiały moje ostatnie słowa, zanim na dobre zniknęłam z jego pola widzenia i wtopiłam się w tłum innych pasażerów.
            - Poczekam tu na ciebie. Zawsze na ciebie czekam – a tak brzmiały jego ostatnie słowa podczas naszego pożegnania.
            Choć trudno w to uwierzyć, Peter rzeczywiście na mnie zaczekał. Równy rok później odebrał mnie z lotniska. Z czasem zaczęłam zauważać, że coraz więcej go w moim życiu. Zrozumiałam, że praktycznie od zawsze tak było. Naturalnie nie od razu Rzym zbudowano. Oj, nie od razu.
            Któregoś dnia po prostu zmusił mnie do szczerej rozmowy, albo raczej do wysłuchania jego monologu.
            - Przysięgam, że kiedy na nią patrzyłem, myślałem tylko o tobie. Jeśli tylko mógłbym ci to w jakikolwiek sposób udowodnić… Przeciwieństwa się przyciągają, Rachel. Próbowaliśmy i uciekaliśmy od siebie, ale zawsze kończymy w tym samym punkcie. Naprawdę tak trudno to zrozumieć?
            - Och, zamknij się.
            - Słucham?
            - Twoje usta się poruszają, ale nie mam pojęcia co do mnie mówisz, bo jedyną rzeczą, jaką mam ochotę teraz zrobić jest skrzywdzenie cię przy pomocy mojej pięści. Spieprzyłeś na całej linii. Zawsze wracałeś do Spencer. Tuż przed moim pierwszym wyjazdem do Francji. Pamiętasz? Urodziny Matty’ego. Schowałam dumę do kieszeni i przyszłam do ciebie z podkulonym ogonem, bo łudziłam się, że coś z tego mogłoby być. Ale kiedy ją wtedy zobaczyłam… Na litość Boską, wracałeś do niej tak wiele razy! A ja, głupia, chciałam cię spytać, czy powinnam w ogóle wyjeżdżać. Gdybyś nie był skończonym idiotą, to wszystko wyglądałoby teraz inaczej.
            - Nie śmiałbym cię zatrzymywać. To byłoby szczytem egoizmu. Nie miałem prawa.
            - W myślach błagałam cię o to, żebyś to zrobił!
            - Nie możesz winić mnie za wszystko, podczas gdy ty wprost wyparłaś się tego, że coś do mnie czujesz. Nazwałaś nas pieprzonym nieporozumieniem!
            - Bo myślałam, że mówisz dokładnie to, co chciałam usłyszeć! – zaśmiałam się ironicznie, a on, wyraźnie speszony, najwidoczniej odpuścił. – Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to może tak przejdziemy do puenty?
            - O czym mówisz?
            Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Delikatnie rozchylił wargi ze zdziwienia, a ja korzystając z okazji, wpiłam się w nie z niewysłowioną satysfakcją.
            Mówią, że pierwszy pocałunek jest wszystkim. My mieliśmy już kilka pierwszych pocałunków i każdy z nich był wyjątkowy i niepowtarzalny. I z każdym kolejnym upewniałam się w przekonaniu, że coś do niego czuję. To nie przypadek, że pomimo tego, że nasze drogi tak bardzo się poplątały, w końcu znaleźliśmy siebie. Zupełnie jakby ostatnie dwa lata kompletnie nie miały znaczenia.
            - Pójdziemy na górę? – spytał i oboje parsknęliśmy śmiechem. Od tego wszystko się zaczęło. Zacytował zdanie, od którego praktycznie rzecz biorąc rozpoczęła kiełkować nasza skomplikowana znajomość.
            Synek Matty’ego, Aaron, skończył sześć miesięcy. Przeurocze dziecko. Ma jego oczy i uśmiech. Staram się nie myśleć o tym „a co by było gdyby…”. Niech to los decyduje za mnie. Jak dotąd był dla mnie wyjątkowo hojny. Dał mi Peter’a.


_________________________________________


Zakończone szybciej niż myślałam. Ale tak jest lepiej. Nikt nie lubi opowiadań, które ciągną się w nieskończoność. W pewnym sensie byłam rozdarta pomiędzy pomysłami na zakończenie tej historii, a rozpoczęciem kolejnej. Pomysły dosłownie eksplodowały w mojej głowie. Mam nadzieję, że jak przeczytam to coś na górze za jakiś czas, to nie będę się wstydzić siebie z przeszłości i moich żałosnych idei.


Tak, już jest coś nowego.

Żegnajcie Rachel, Peter i Matty. Będzie mi was cholernie brakowało. Zwłaszcza Ciebie, Matty, chociaż mam ochotę skopać Ci tyłek.

Czy ta konsternacja po postawieniu ostatniej kropki jest czymś naturalnym? Bo czuję się dziwnie, a już na pewno nie naturalnie. 


5 komentarzy:

  1. No dobra. Mam być szczera? W sumie ulżyło mi, że jest z Peterem. Facet jest genialny! Oczywiście uwielbiam Matta, bo to w końcu Matt, ale Peter... Seksowny, zabawny, zawsze był przy niej i.. nie musiała się o niego jakoś specjalnie prosić. Mnie zakończenie się podoba. To, że Rachel jest z Peterem też, nawet bardzo! Trochę trudno przychodzi mi myślenie o tym, że to już koniec.. Matta, Rachel, Petera... Będę za skubańcami tęsknić!
    Podsumowując... Uwielbiam Ciebie i to opowiadanie! Całkowicie :3

    A teraz zabieram się na prolog nowego :D

    PS teraz totalnie mi głupio, za to, że ty już skończyłaś, a moje małe "dzieło" stoi w miejscu i nic nowego nie ma od tak długiego czasu..

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem pod wrażeniem. naprawdę!
    przyjęłaś rozdział ze stoickim spokojem.
    bałam się, że namierzysz mnie po IP i skopiesz mi tyłek, bo przez cały ten czas kibicowałaś Matty'emu. albo przynajmniej pod groźbą obicia mi mordki każesz usunąć to na górze i napisać od nowa, tak, żeby Ci pasowało.
    po poziomie rozemocjonowania Twojego komentarza rzeczywiście jestem w stanie uwierzyć, że odpowiada Ci końcówka i to mnie cieszy <3
    Rachel widziała Peter'a nago. to nie mogło się skończyć inaczej;>
    tak czy inaczej dziękuję.
    a co do Twojego bloga, to z jednej strony Cię rozumiem, bo w ostatnim czasie strasznie trudno było mi zabrać się za pisanie, ale z drugiej... damn, chciałabym coś świeżego :C

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha, sama się sobie dziwię! :D może podświadomie liczyłam na to, że sprawy właśnie tak się potoczą? jak sama mówisz (piszesz), widziała go nago.. zresztą rodziło się coś między nimi, było napięcie, chyba byłam na to w pewien sposób przygotowana. zresztą, zawsze wolę 'tych złych', a trzeba przyznać, że Peter do grzecznych chłopców nie należał ^^
    oczywiście, że mi odpowiada, caałe to opowiadanie mi odpowiada i to jak! :3

    no wiem, wiem... ale jakoś sama nie wiem. wkręciłam się w szkołę, konkursy itd. i tak bardzo się w to zaangażowałam, że ledwo wyrabiam się z tym, a co dopiero mówić o chwili na pisanie.. i po tym wszystkim trochę ciężko mi się z powrotem.. wdrążyć, o ile wiesz o czym mówię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. doskonale Cię rozumiem.
    sama musiałam czytać fragmenty kilku rozdziałów, żeby przypomnieć sobie w jakim dokładnie punkcie znajdują się bohaterowie. czasami aż nie dowierzałam, że napisałam pewne rzeczy, a przecież nie było to znowuż aż tak dawno temu ^^
    myślę, że jak przeczytam to opowiadanie za jakiś czas, tak jak planowałam, to będę co najmniej zaskoczona xD

    OdpowiedzUsuń