Cofnijmy
się w czasie. Wielokrotnie powtarzałam, że Matty zwierzał się Kate, a z czasem
zaczął ją nawet traktować jak najlepszą przyjaciółkę. Mówił jej o wszystkim.
Podejrzewam, że gdybym nie stworzyła tego fikcyjnego konta, to nigdy nie
poznałabym go tak dobrze.
„Jak
to możliwe, że rozmawiamy ze sobą aż tak długo?”, powtarzał, a ja nie miałam
serca wyjawić mu prawdy. Czasami tak bardzo zatracałam się w naszych rozmowach,
że zapominałam o tym, że to nie ja z nim rozmawiam. No, przynajmniej nie
dosłownie. Różne myśli przychodziły mi wtedy do głowy. Byłam niemal pewna, że
mnie samej nigdy nie polubiłby tak, jak polubił tę wyimaginowaną postać, która
co prawda „odziedziczyła” pewne cechy po mnie, ale jednak nie nazywała się
Rachel Collins, a jej wady ograniczały się do tego, że zbyt często zbaczała na dziwne,
zazwyczaj perwersyjne tematy, chociaż nie jestem do końca pewna, czy można w
ogóle rozpatrywać to w kategoriach defektu, skoro Matthew uznał, że była
całkiem zabawna.
Nadal
nie potrafiłam sobie tego wybaczyć. Miałam potworne wyrzuty sumienia i choć
Hale nigdy nie przyznał tego otwarcie, to wiem, że w jakiś tam sposób go to
dotknęło, bo nie dość, że został oszukany, to jeszcze zrobiła mu to osoba, po
której nigdy by się tego nie spodziewał. Wiem, że zbagatelizował całą sprawę,
bo wiedział, że zrobiłam to z supernielogicznych, ale jednak czystych pobudek.
Tak czy inaczej nie dawało mi to spokoju.
Matt
wymyślił sposób, w jaki miałabym odpokutować swoje grzechy. Wciąż powtarzał, że
Kate wiedziała więcej niż ktokolwiek inny i nikomu nie zdradziłby tak wielu informacji
dotyczących swojego życia (w tym miłosnych epizodów), więc umówiliśmy się, że
za każdy taki fakt o nim, ja wiszę mu dwie ciekawostki o mnie. Sporo mówienia.
Ja nie lubię zbyt dużo mówić, dlatego sprytnie wymigiwałam się od udzielania
większości odpowiedzi. Coś tam jednak musiałam mu opowiadać, więc najczęściej
sięgałam po wspomnienia sprzed trzech, czterech lat, zgrabnie omijając temat
bliższej nam przeszłości tudzież teraźniejszości. I tak wiedział na przykład,
że kiedyś słuchałam tandetnej muzyki i marzyłam o tym, by wytatuować całe ciało
zaraz po osiągnięciu pełnoletniości, ale nie miał pojęcia o tym, co łączyło mnie
z jego przyjacielem. „Łączyło mnie”, a to dobre. Gdyby tak zajrzeć do „brokodeksu”,
to jestem prawie pewna, że znalazłaby się tam zasada w stylu: „nie będziesz
uganiał się za dziewczyną przyjaciela twego”. Przesadziłam z ironizowaniem. Cała
ta sytuacja jest więcej niż skomplikowana. Byłam wtedy wolna. Wydaje mi się, że
Pete też. Nie mogę tego dokładnie oszacować, bo granica pomiędzy jego
odchodzeniem i wracaniem do Spencer zdaje się stale zacierać. Właściwie, to nie
byłam nawet w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy aktualnie byli razem.
Spotykaliśmy
się ze sobą od ładnych kilku tygodni i być może ten dzień nie różniłby się
niczym od wszystkich innych, które spędziliśmy razem, choć w gronie znajomych,
gdyby nie mały szczegół. Gdy weszliśmy do knajpki, w której zazwyczaj
zbieraliśmy się całą bandą, żeby zjeść lunch, Matty złapał mnie za rękę i
rzeczy przybrały całkiem oficjalnego charakteru. Wyszliśmy z szafy. Coś jak ja
i Peter, tylko, że wtedy zrobiliśmy to dosłownie i każde z nas było nie tyle
zadowolone, co poirytowane i zdezorientowane. Do tematu tego pana jeszcze
wrócimy, ale nieco później.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało. Na twarzy Natalie pojawił się typowy grymas psychopaty, który
mówił coś w stylu: „nie wiem co zrobiłam, ale to zapewne moja zasługa”. Nieważne.
Byliśmy razem. Oficjalnie. Zamówił coś dla nas obojga, a potem spadła na nas
lawina dziwnych pytań.
„Wy
tak na poważnie?”;
„Jak
długo jesteście razem?”;
„Dlaczego
milczeliście?”.
Dlaczego
milczeliśmy? Głupcy. Muszą się jeszcze tak wiele nauczyć. Gdybym wiedziała, że
najlepszy przyjaciel mojego chłopaka i przy okazji mój również coś do mnie
czuje… Cóż, pewnie niewiele by to zmieniło, ale może przynajmniej nie czułabym
się tak parszywie.
Kiedy
jednak patrzyłam na Matty’ego, całe to zamieszanie zdawało się być tylko małym,
nieistotnym detalem. Utkwiliśmy w tym naszym niewielkim, idealnym świecie i nie
zwracaliśmy uwagi na to, co działo się poza nim. Tak mi się przynajmniej
wydawało. I tak bardziej interesował mnie właściciel najsłodszego na świecie
spojrzenia i cudownego uśmiechu, niż na przykład to, że przyjaciele przyglądali
się nam z dziwnym niedowierzaniem i byliśmy teraz na ich językach. Skoro już
mowa o językach, to nie trudno zgadnąć na jaki temat wciąż zbaczała moja
nieposkromiona wyobraźnia. Nie należeliśmy jednak do par, które dopuszczają się
publicznego manifestu swoich uczuć, bo po pierwsze oboje cenimy swoją
prywatność, a po drugie całkiem niedawno zakończyliśmy poprzednie związki, a
przynajmniej Matthew, bo ja już dawno pozostawiłam sprawę z Liam’em za sobą.
Nigdy
nie rozumiałam jak to możliwe, że Matt może znaczyć tak niewiele dla tak wielu
osób, podczas gdy dla mnie był wszystkim.
Właśnie
na tym postanowiłam się skoncentrować. Być może nadal skupiałabym się na daleko
idących fantazjach, gdyby nie dołączył do nas Morgan, a przynajmniej chciał do
nas dołączyć, bo gdy tylko mnie zobaczył, stanął jak wryty, po czym obrócił się
o sto osiemdziesiąt stopni i bez słowa skierował się do wyjścia.
-
Peter! – zawołałam tak stanowczo i tak rozwścieczonym głosem, że nie miał czelności,
by to zignorować. – Nie kłopocz się. Ja wyjdę.
Nigdy
nie rzucam słów na wiatr, więc zwyczajnie zabrałam manatki sobie poszłam.
Atmosfera już i tak była tak gęsta, że z powodzeniem można by ją było kroić
nożem. Matty wybiegł za mną, ale gdy zapewniłam go, że to nic takiego, ten
uparł się, że musi porozmawiać z Morgan’em. Nie ukrywam, że bałam się tej
konfrontacji. Zresztą wkrótce moje obawy miały okazać się słuszne, bo jeszcze
tego samego dnia Hale wpadł z impetem do mojego pokoju i z miejsca zaczął rzucać
w moim kierunku tymi swoimi śmiesznymi oskarżeniami.
-
Co było między wami?
-
Co powiedział ci Peter?
-
Niewiele. Chcę to usłyszeć od ciebie.
Był
taki zdenerwowany. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie.
-
Nie możesz mieć do mnie pretensji o to, co działo się na długo przed tobą.
-
A Liam?
W
odpowiedzi pokręciłam głową z niedowierzaniem i obróciłam się tyłem do niego, by
nie mógł zauważyć łez, swobodnie spływających po moich policzkach.
-
Przysięgam, że do niczego między nami nie doszło – wyszeptałam, drżącym,
łamiącym się głosem. – Pocałował mnie. Myślałam, że dla niego to nic nie
znaczy. Dla mnie to nie znaczyło zupełnie nic. Byliśmy pijani.
-
I to się zdarzyło tylko raz? – spytał jakby łagodniejszym tonem, ale coś mi
mówiło, że wie więcej niż mogłoby się wydawać. Zaprzeczyłam, a wtedy walnął
pięścią w ścianę i wyszedł. Tak po prostu, zostawiając mnie samej sobie.
Myślałam,
że to już koniec. Spieprzyłam na całej linii. Ze wszystkim.
Wzięłam
kilka pigułek, by choć w małym stopniu zaradzić migrenie i powędrowałam do
łazienki, gdzie w ekspresowym tempie zrzuciłam z siebie zbędny balast w postaci
ubrań, poczekałam aż wanna napełni się po brzegi, przy okazji wlewając do niej
hektolitry cudownie pachnących kosmetyków
i weszłam do niej, zanurzając się w gorącej wodzie, uwieńczonej pianą.
Podobno
kostkomeduzy są w stanie wywołać u człowieka ciągnący się w nieskończoność,
niewysłowiony ból, który nierzadko doprowadza go do szaleństwa. Sprawienie
zawodu Matty’emu po raz trzytysięczny miało podobne objawy, w moim przypadku
był to jednak ból psychiczny.
Wiedziałam,
że w końcu i tak wróci. Na kolejną rundę. Wykrzyczy to, co ma mi do powiedzenia
i odejdzie na dobre. Rachunek był prosty. Nie mogłam konkurować z wieloletnią
przyjaźnią. Ja co prawda stanęłam przed analogicznym wyborem i postawiłam na
Matty’ego, nie mogłam jednak oczekiwać, że zrobi dokładnie to samo. Nie byłam
tego warta. Wszystko było już praktycznie przesądzone, ale widok Matt’a i tak
mimowolnie wywołał u mnie uśmiech, który jednak dość szybko został zastąpiony
przez grymas szczerego zaniepokojenia, bo kiedy przekroczył próg mieszkania i
wreszcie ujrzałam jego twarz w lepszym świetle, dosłownie ugięły się pode mną
kolana. Bez słowa wróciłam do sypialni, bo wiedziałam, że i tak pójdzie za mną.
Po drodze zahaczyłam jeszcze o kuchnię, by wziąć stamtąd apteczkę i worek z
lodem.
Hale
usiadł na krześle obrotowym przy biurku, a ja najdelikatniej jak to tylko
możliwe, przyłożyłam zimny okład do jego podbitego oka, a następnie starłam
strużki zaschniętej już krwi z okolicy rany tuż przy dolnej wardze za pomocą
chusteczki i nakleiłam na ową ranę plaster.
-
Co ci strzeliło do głowy? – zapytałam cicho, zdecydowanie zbyt cicho, biorąc
pod uwagę skalę skrajnych emocji, które mą targały i spuściłam wzrok, bo utkwił
we mnie to swoje przenikliwe spojrzenie i złapał mnie za rękę.
- Przepraszam –
wyszeptał, a ja poczułam jak zimne dreszcze obiegają całe moje ciało. Nie
potrafiłam się na niego złościć. Nie za coś, czemu byłam winna.
A potem wstał i
objął mnie w pasie. Dobrze wiedział jak na mnie działa i perfidnie to
wykorzystywał. Położył swoje opuchnięte usta na moich, a ja, okaleczona i bezsilna,
rozpadłam się w jego ramionach, opierając głowę na jego barku i chłonąc zapach
jego perfum.
___________________________________
Chyba krótszy niż zwykle, ale (O
MÓJ BOŻE) jesteśmy coraz bliżej końca, więc nie mogę przeładowywać rozdziałów
informacjami. Moje dziecko! Moje najdroższe! Czuję się tak, jakbym zaledwie
wczoraj wpadła na pomysł jego napisania, choć brzmi to absurdalnie, biorąc pod
uwagę fakt, że zarys fabuły zmieniałam w swojej głowie miliony razy pod wpływem
byle impulsu, najczęściej nastroju. Nie wiem co ze sobą zrobię, jak już postawię
tę ostatnią kropkę. Mam jednak nadzieję, że ja z przyszłości pokocham Rachel,
Peter’a i Matty’ego (zwłaszcza Matty’ego) tak bardzo, jak kocham ich na tę
chwilę. Moje nieszczęsne marionetki, jak cudownie było bawić się waszym życiem!
Dobra, wpadłam w lekką nostalgię i zabrzmiało to trochę tak, jakby ‘25’ miała tu
być ostatnią liczbą, a tak nie jest. Tymi oto spostrzeżeniami kończę mój
krótki, kompletnie bezsensowny i pełen emocji wywód.
Coś totalnie nowego: http://iwillpossessyourheart.blogspot.com/
Coś totalnie nowego: http://iwillpossessyourheart.blogspot.com/
Zawsze zaczynam czytanie rozdziału od notki od ciebie, na samym dole. I mnie też dopadła nostalgia. U mnie co prawda koniec się nie zbliża, ale to będzie po prostu okropne kiedy ty skończysz, a ja nie będę miała co czytać. I moja pierwsza myśl to: "Ona musi zacząć pisać coś nowego!", bo ja totalnie nie wytrzymam, jeśli nie będę mogła czytać tego co piszesz.
OdpowiedzUsuńI ja chyba też kończę mój wywód.
Co do rozdziału, to związek z Rachel i Matt'em, zaczyna się robić coraz poważniejszy i oczywiście bardzo mi się to podoba!
Za to całkowicie nie podobają mi się stosunki (hahahaha, stosunki to może by mi się podobały :D) między Rachel a Peter'em.
Najpierw myślałam sobie, że szykuję się jakaś rozsypka, bo Matt tak się wkurzył.
Oczywiście, kiedy Rachel lamentowała nad tym, że straci Matt'a na dobre, że nie wygra z wieloletnią przyjaźnią i, że nie jest tego warta, ja wciąż WIEDZIAŁAM, że Matt taki nie jest i jej nie zostawi. No i kurcze, mój cudowny Matty mnie nie zawiódł. Lepiej! Pobili się! Ha ha. :D O tym bym nie pomyślała!
I wgl, totalnie nie mogę doczekać się następnego! :D
Całuski :)
sama nie wiem czy byłabym w stanie wytrzymać zbyt długo bez żadnego opowiadania, ale do głowy przychodziły mi już tak różne myśli, że sama już nie wiem. pewnie coś tam powstanie, mam nawet pewien pomysł, ale nie mam pojęcia, czy wypali.
OdpowiedzUsuńach ta Twoja gra słów xD jeszcze mało Ci stosunków po tym ostatnim?
btw znasz Rachel, lubi sobie czasem polamentować xD taka osobowość.
pomyślałam sobie: 'jak w najbardziej obrazowy sposób z możliwych mogę pokazać, że się pokłócili?', and then I was like: 'pobity Matty, awwwwwwwwww' xD