niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 10. Pomocy, nadal żyję

           Każdy jego kolejny krok przybliżał mnie, tudzież nas do tego, co zdawało się być nieuniknionym. Oto stałam, bezbronna i przerażona wobec mojego małego sądu ostatecznego.
            Ze zdenerwowania przygryzłam dolną wargę. Matt wyglądał na lekko speszonego.
            - Nie powinienem był tego robić. Przeczytałem to przez przypadek. Gdy tylko wziąłem telefon do ręki… Początkowo nie wiedziałem nawet, że jest twój.
            Spuściłam wzrok. Zastanawiałam się, czy nie jest to przypadkiem ten moment, w którym powinnam upaść na kolana i błagać o litość.
            - Po prostu to przeczytaj – zakomenderował, podsuwając mi komórkę pod sam nos.
            Głośno westchnęłam. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
            Łzy stanęły mi w oczach. Zamurowało mnie. Rzuciłam się mu na szyję. Nie mogę powiedzieć, że za ten gest odpowiadał tylko i wyłącznie niespodziewany przypływ emocji, a dokładniej nieposkromionej radości. Od dawna chciałam zrobić coś takiego, tylko do tej pory jakoś brakowało ku temu okazji. Nie mogłam przecież powiedzieć: „cześć”, a potem opleść go ramionami.
            Jeżeli chodzi o ramiona, to jedna z rąk dość drastycznie przypomniała mi o swoim istnieniu. Ta złamana. Zabrzmiało to trochę tak, jakbym przytuliła go tak mocno, że podchodziłoby to pod napastowanie, ale o dziwo był to jedynie subtelny, przyjacielski uścisk. W dodatku wykonany (przynajmniej z mojej strony) tylko jedną ręką.
            - Obudziła się. Odzyskała przytomność. – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Wiedział o wszystkim, ale po prostu musiałam to powiedzieć na głos, żeby zyskać pewność, że czegoś sobie nie uroiłam.
            - Odwiozę cię do szpitala.
            - A co z Emily? – spytałam, przyglądając się jej zza jego ramienia. Jej spojrzenie ciskało we mnie piorunami.
            - Moim zdaniem za bardzo to przeżywa. Przecież nikt nawet nie uwierzył, że naprawdę nosi czerwone skarpetki.
            W samochodzie zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie. Wpatrywałam się w widok za oknem, wyobrażając sobie następne spotkanie Matt’a z jego dziewczyną. Istniało duże prawdopodobieństwo, że mogłaby go pobić.
            Jakby nie było, ja również mogłam oberwać. Oto dziesięć powodów, dla których powinna mnie nienawidzieć (mogłabym podać ich więcej, ale „dziesięć” brzmi rozsądnie, poza tym nawet Bóg ograniczył się do dziesięciu wytycznych):
1. Właśnie zostawił ją samą, chociaż prosiła go o podwiezienie.
2. W tym samym czasie, kiedy ona wypłakuje się w rękaw mojej najlepszej przyjaciółki, on jest ze mną.
3. Rozpuściłam o niej plotkę w ramach zemsty, chociaż nie miałam pewności, że to ona rozpowiadała różne, dziwne rzeczy o mnie.
4. Oboje (ja i Matt) uwielbiamy koszulki z Lennon’em. Ona nie ma ani jednej.
5. Kiedy pierwszy i ostatni (na co mam szczerą nadzieję) raz była u mnie w domu, zjadłam ostatni kawałek pizzy. Wyciągnęła po niego rękę, ale ją uprzedziłam.
6. Względnie często nabijam się z jej zawodu.
7. Nie jestem w ciąży, chociaż bardzo by tego chciała.
8. Zazdrości mi koloru oczu. Cytując samą zainteresowaną:
-Chciałabym mieć niebieskie oczy. Ale takie jakby lazurowe. Najlepiej z ciemną granatową obwódką - tu spojrzała na mnie i lekko zmarszczyła brwi, zapewne nie w geście sympatii -  O, takie jak ma Rachel.
9. Prawie każdego dnia żartuję z jej gustu muzycznego.
10. Ku jej niezadowoleniu, nie jestem wielką fanką Adele.
            - Była wściekła. – powiedziałam w końcu, przerywając kilkuminutową ciszę.
            - Przepraszam za jej zachowanie. Czasem za bardzo dramatyzuje. Wiesz kto to Kate Ventura? – jak nietrudno zgadnąć, w tym momencie zatrzymały się wszystkie funkcje życiowe mojego organizmu. A potem kontynuowały swą działalność ze zdwojoną siłą. Przecząco pokręciłam głową. – Właśnie. Podpytałem znajomych. Nikt nawet o niej nie słyszał. A tymczasem Kate wypytuje mnie o nasz związek. Dam sobie rękę uciąć, że Emily się za nią podaje, żeby sprawdzić na czym stoi.
            Ze zdziwienia uniosłam jedną brew. To co mówił miałoby nawet sens. W odległej galaktyce. Tam, gdzie nie ma takiej Rachel, która wszystko komplikuje. Swoją drogą dosyć ciekawy był również ten jego słowotok. Na co dzień był raczej małomówny.
            - Dzięki. Jesteś dobrym przyjacielem – powiedziałam na odchodne.
            Opis tego, co działo się dalej zachowam dla siebie.
            Powiem tylko tyle, że jej pierwsze słowa na mój widok brzmiały mniej więcej tak: „posprzątałaś wreszcie swój pokój?”. Bez wahania odpowiedziałam, że tak, ale w rzeczywistości zrobiłam to dzień przed wypisaniem jej ze szpitala. Ale jeszcze nie pora, by o tym mówić. Zanim otrzymała upragniony świstek i mogła wrócić do domu, zdarzyło się mnóstwo dziwnych, typowych w moim przypadku rzeczy.

***

            Tego dnia wszyscy byli zajęci. Sobą. Nawzajem. Mam na myśli… Od kiedy w naszej paczce potworzyły się parki, nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Wystarczyło, żeby Peter wrócił do Spencer, a Matt zaczął się spotykać z Emily, a już wszystko się posypało.
            Siedziałam przy barze, zatapiając smutki w zimnej coli z lodem, kiedy z drugiego końca sali zauważył mnie Sid.
            Och, zgrozo, pomyślałam.
            Być może wypiłam zbyt dużo coli z lodem, ale nagle szatyn wydał mi się dziwnie przystojny, a jego usłana piegami twarz – cholernie urocza.
            Tak czy owak spuściłam wzrok, koncentrując się na sączeniu gazowanej ambrozji przez słomkę, gdyż, jak już wielokrotnie wspominałam, jestem niewyobrażalnie nieśmiała. Póki co napój gazowany nie był w stanie tego zmienić.
            - Nad czym tak rozmyślasz? – spytał, szczerząc się niemiłosiernie. Przyjazny uśmiech obnażył przede mną kolejną prawdę o nim. Miał dołeczki w policzkach. Ze wszystkich moich fetyszy ten właśnie należał do czołówki. Fetysz nad fetyszami. Moja ukrywana miłość. Ubolewałam nad faktem, że sama miałam tylko jeden dołeczek. Po lewej stronie.
            - Boże, jesteś piękny – wymamrotałam, po czym dokonałam samosądu i bezzwłocznie uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. – Wiesz, czasami wbrew mojej woli wygaduję różne, niekoniecznie zgodne z prawdą rzeczy. Podobno to takie natręctwo.
            - Jak na przykład nazywanie Boga pięknym.
            - Właśnie.
            Parsknęłam śmiechem. Zauważyłam, że dłuższą chwilę przyglądał się już gipsowi, więc sięgnęłam do torby po czarny flamaster, zachęcając go, by się na nim podpisał. Nie mam pojęcia skąd tego typu przedmioty biorą się w mojej torebce. Tak to już chyba jest z nami, kobietami.
            - Spadłam ze schodów. Tylko nikomu ani słowa. Myślą, że się z kimś pobiłam. Dzięki temu nabiorą trochę szacunku.
            Pokiwał głową z niedowierzaniem. Z jego twarzy ani na sekundę nie schodził ten serdeczny, niczym nieskalany uśmiech. Zastanawiałam się nawet, jak długo tak może. I czy nie grozi mu to przypadkiem pojawieniem się zmarszczek mimicznych w okolicy ust jeszcze przed trzydziestką.
            Kiedy odszedł, próbowałam sprawdzić, co takiego dla mnie stworzył, ale nie byłam w stanie do tego stopnia wygiąć ręki, dlatego dopiero w domu (przy pomocy lustra) odczytałam numer telefonu, który tam zapisał. Co najdziwniejsze, nie podpisał się jako Sid.
            - Liam? Kim do cholery jasnej jest Liam?

4 komentarze:

  1. Znowu boję się przeczytać rozdział, tym razem nie ze względu na przeczucie, ale ze względu na to, że domyślam się, co może tam być. Cóż, boję się głównie ze względu na niedokończoną akcję ostatniego rozdziału i o. :< Dobra, zajadam nerwy chrupkami i czytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, z tego mojego strachu przed tym rozdziałem, zanim zebrałam się w sobie i ostatecznie go przeczytałam zdążyłam już dawno odstawić chipsy i zrobić milion innych rzeczy. Ale w końcu przeczytałam.
    Na początku trochę nie łapałam o co chodzi, ale rozumiem, że Matt nie wie kim jest Kate, nie zobaczył jej wiadomości, za to przeczytał wiadomość o tym, że mama Rachel się obudziła. Nie wiem czy jestem rozczarowana tym, że się nie dowiedział, czy się cieszę, że nic nie wie. Boję się jego reakcji, kiedy się dowie.
    Ten rozdział był fajny. Nareszcie zaczyna się... rozpogadzać, Rachel zbliża się do Matt'a, jej mama się budzi, Matt olewa Emily. Tylko martwi mnie Kate.
    Ach! No i po raz kolejny zakańczamy rozdział wielką niewiadomą, tak? :D
    A może Sid nie ma na imię Sid? XD

    Czekam na następny! Bardzo! :D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahha no wiesz co? bać się moich rozdziałów? ;D przecież mówiłam, że zła passa nie może trwać wiecznie tudzież nieprzerwanie ^^ bój się, bo następny rozdział będzie szybciej niż myślisz. już prawie gotowy. chcę publikować szybciej, bo ten tutaj jakiś... albo mi się wydaje, albo mało w moim stylu.

      Usuń
    2. hahahaha, śmiejesz się, że się boję, ale cytuję fragment twojego komentarza:
      "bój się, bo następny rozdział będzie szybciej niż myślisz." no widzisz! to będę się bała, hahaha ;D
      ale nie no, to jest najlepsza wiadomość jaka mogła być, dodawaj szybciutko, bo teraz nie będę mogła się doczekać i będę koczować przed kompem ;< :D
      ja tam nie zauważyłam, żeby był nie w twoim stylu ;> ale skoro tak uważasz, no i to sprawi, że następny pojawi się szybciej, to dla mnie super ]:->

      Usuń