niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 8. 24 godziny trzeźwości

            Bardzo często to powtarzam. Ja i moi przyjaciele nie jesteśmy alkoholikami. Po prostu spotykając się w weekendy jesteśmy dużo bardziej narażeni na to, że któreś z nas będzie się starało odreagować miniony tydzień w taki czy inny sposób.
            Ja naprawdę potrafię powiedzieć sobie „dość”. Zwłaszcza jeśli mam ku temu jakiś powód.
            Zanim przejdę do rzeczy, dodam jeszcze, że wszyscy, a zwłaszcza Matt podejrzewają mnie o to, że kiedy razem z Sid’em opuściliśmy Blue Orchid i zniknęliśmy na jakiś czas, to do czegoś między nami doszło. Natalie obiecała, że się tym zajmie. Cóż, to co zrobiła przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
            Niedzielny wieczór mijał dosyć spokojnie. Peter i jego stara-nowa dziewczyna (wracała do niego co jakiś czas niczym bumerang) – Spencer siedzieli naprzeciwko mnie. On jak zwykle wlewał w siebie hektolitry piwa, a ona bawiła się jego telefonem. Chyba nawet nie zorientował się, że miała teraz banalnie łatwy dostęp do jego wiadomości. Kiedy zaproponował, że zamówi dla mnie drinka, odmówiłam. Na twarzach zebranych malowało się szczere zdziwienie.
            - Och, dajcie spokój. Nie traktujcie mnie tak, jakbym była uzależniona – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
            Natalie wróciła do stolika. Po chwili podszedł do niego również Sid i z nieukrywaną irytacją walnął pięścią w drewniany blat, po czym zwrócił się do mnie:
            - Jakim prawem rozpowiadasz wszystkim, że jesteś ze mną w ciąży? – wrzasnął, a ja poczułam jak krew krzepnie mi w żyłach. – Przecież do niczego między nami nie doszło!
            Tak, to najwyraźniej była część planu mojej przyjaciółki.
            Matt lustrował mnie wzrokiem, doszukując się jakiejkolwiek reakcji, która mogłaby być odpowiedzią na pytanie, które w tym momencie go dręczyło.
            - To dlatego unikasz alkoholu – wywnioskowała Emily. Jak ja jej nienawidzę!
            Pete z wrażenia odłożył szklaną butelkę zaraz po tym, jak zakrztusił się jej zawartością. Rzucił mi osądzające spojrzenie, które błagało o wyjaśnienia, ale na głos powiedział tylko:
            - To by tłumaczyło również to omdlenie w zeszłym tygodniu.
            - I luźniejsze stroje. Zgrubłaś – wywnioskowała natychmiast Cassie. Jak łatwo się domyśleć, to przelało szalę goryczy. Nie można mówić nikomu takich podłych rzeczy!
            - Dajcie spokój – warknęłam.
            - Jeśli nie Sid, to kto jest ojcem? – Tony wtrącił się do rozmowy.
            Parsknęłam śmiechem, ukrywając twarz w dłoniach.
            - Nie jestem w ciąży.
            - Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Możesz nam o wszystkim powiedzieć. Kto jest ojcem?
            - Cholera! – wrzasnęłam ku własnemu zdziwieniu. – Mam jutro badanie krwi. Poza tym jak już wielokrotnie podkreślałam potrafię być abstynentką z wyboru. I uprzedzę kolejne pytania – zwyczajnie zasłabłam na ulicy. Dlatego muszę się przebadać.
            Zabrałam torebkę i czym prędzej uciekłam stamtąd, usilnie trzymając się jednak swojego typowego, dosyć wolnego tempa chodzenia.
            Ja w ciąży? Przecież to oksymoron.
          

***


            Mogłoby się wydawać, że cały swój wolny czas spędzam z przyjaciółmi – a to w barze, a to znowu w kawiarniach, czy innych tego typu miejscach. Oczywiście mija się to z prawdą.
            Moją największą pasją jest malowanie. Robię to nawet całkiem nieźle. W tajemnicy przed wszystkimi zaczęłam nawet tworzyć portret Matty’ego. Nie, nie mam obsesji na jego punkcie!
            Już od jakiegoś czasu bawiłam się w jego prywatnego fotografa, robiąc mu zdjęcia przy pomocy telefonu. Wywołałam kilka i teraz służyły mi jako pierwowzór do stworzenia prawdziwego dzieła sztuki. Właściwie nie wiedziałam po co to robię. Nie mogłam powiesić go na ścianie, ani tym bardziej ofiarować wiadomo-komu w prezencie. Znajomi zbyt często mnie odwiedzają, a on posądziłby mnie o problemy z własną osobowością.
            Ktoś zapukał do drzwi. Po raz ostatni pociągnęłam pędzlem po płótnie, wsunęłam obraz pod łóżko i zbiegłam na dół, wycierając umorusane dłonie w białą koszulkę.
            - Masz farbę na policzku – zauważyła Natalie.
            Byłam na nią wściekła. Już miałam na nią nawrzeszczeć, kiedy zza jej pleców wyrosła Emily.
            - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – rzuciła nieśmiało, rozglądając się po salonie. Sugestywnym gestem zaprosiłam je do środka.
            Czułam się dosyć niezręcznie, siedząc na tej samej sofie, co niedoszła, a może nawet „doszła” dziewczyna mojego potencjalnego chłopaka.
            Przyglądałam się jej uważnie. Miała sięgające do ramion, proste włosy i duże, zielone oczy. Jak w ogóle miałabym konkurować z kościstą blondynką podczas gdy podejrzewano mnie o ciążę?
            - Pizza? – spytała w końcu. Obie z Natie przytaknęłyśmy.
            Przypomniały mi się słowa Matt’a. Zanim się pokłóciliśmy poprosił, żebym spędziła z nią trochę czasu, bo w gronie naszych znajomych czuje się wręcz wyobcowana. Stwierdził, że jestem mu to winna.
            A potem przed oczami stanęła mi znów ta sama, przeczytana przeze mnie jakieś milion razy wiadomość.
            „Myślałem, że coś z tego wyjdzie, ale to coś nie ma już chyba szans na odratowanie”.
            I znów na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. Kate nadal żyła i miała się całkiem nieźle. Nie miałam serca, by dezaktywować to konto. Przynajmniej jeszcze nie teraz.



__________________________


Przepraszam, pojawiły się kolejne problemy z publikacją, dlatego znowu notka nie pojawiła się tak szybko jak bym tego chciała ale (uwaga!) mam usprawiedliwienie – wyjechałam na tydzień i z minimalnym dostępem do internetu nie mogłam dodać tego tego powyżej na czas.

1 komentarz:

  1. Hahahahahahahahahahaha, Rachel w ciąży... Nie wierzę w ...

    Hahahahahahahahahahaha, Rachel w ciąży... Nie wierzę w pomysły jej przyjaciół serio.
    I wybacz Natalie, ale nie rozumiem twojego planu z tym wszystkim XD
    Nie mam pojęcia co wymyśliła Rachel na samym końcu, ale myślę, że nie uśmiercenie Kate nie jest wcale aż takie dobre i jakoś wyczuwam kłopoty. Nie wiem dlaczego, ale mimo wszystko, udawanie kogoś, kto nie istnieje raczej nie jest dobrym pomysłem.
    Emily.. Dobra, nie wypowiem się, bo nie wiem jak i sama nie wiem co o niej myśleć.
    Wciąż zastanawiam się nad sensem wiadomości od Matt'a, no ale zobaczę jak to się potoczy ;>

    Iiii nareszcie doczekałam się rozdziału! :3 Tak tu zaglądam i zaglądam i jeeest <3
    Z ooolbrzynią niecierpliwością czekam na następny! :D

    Buziaczki,

    OdpowiedzUsuń