Ja
naprawdę potrafię powiedzieć sobie „dość”. Zwłaszcza jeśli mam ku temu jakiś
powód.
Zanim
przejdę do rzeczy, dodam jeszcze, że wszyscy, a zwłaszcza Matt podejrzewają
mnie o to, że kiedy razem z Sid’em opuściliśmy Blue Orchid
i zniknęliśmy na jakiś czas, to do czegoś między nami doszło. Natalie obiecała,
że się tym zajmie. Cóż, to co zrobiła przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Niedzielny
wieczór mijał dosyć spokojnie. Peter i jego stara-nowa dziewczyna (wracała do
niego co jakiś czas niczym bumerang) – Spencer siedzieli naprzeciwko mnie. On
jak zwykle wlewał w siebie hektolitry piwa, a ona bawiła się jego telefonem.
Chyba nawet nie zorientował się, że miała teraz banalnie łatwy dostęp do jego
wiadomości. Kiedy zaproponował, że zamówi dla mnie drinka, odmówiłam. Na
twarzach zebranych malowało się szczere zdziwienie.
- Och,
dajcie spokój. Nie traktujcie mnie tak, jakbym była uzależniona – pokręciłam
głową z niedowierzaniem.
Natalie
wróciła do stolika. Po chwili podszedł do niego również Sid i z nieukrywaną
irytacją walnął pięścią w drewniany blat, po czym zwrócił się do mnie:
- Jakim
prawem rozpowiadasz wszystkim, że jesteś ze mną w ciąży? – wrzasnął, a ja
poczułam jak krew krzepnie mi w żyłach. – Przecież do niczego między nami nie
doszło!
Tak, to
najwyraźniej była część planu mojej przyjaciółki.
Matt
lustrował mnie wzrokiem, doszukując się jakiejkolwiek reakcji, która mogłaby
być odpowiedzią na pytanie, które w tym momencie go dręczyło.
- To dlatego
unikasz alkoholu – wywnioskowała Emily. Jak ja jej nienawidzę!
Pete z
wrażenia odłożył szklaną butelkę zaraz po tym, jak zakrztusił się jej
zawartością. Rzucił mi osądzające spojrzenie, które błagało o wyjaśnienia, ale
na głos powiedział tylko:
- To by
tłumaczyło również to omdlenie w zeszłym tygodniu.
- I
luźniejsze stroje. Zgrubłaś – wywnioskowała natychmiast Cassie. Jak łatwo się
domyśleć, to przelało szalę goryczy. Nie można mówić nikomu takich podłych
rzeczy!
- Dajcie
spokój – warknęłam.
- Jeśli
nie Sid, to kto jest ojcem? – Tony wtrącił się do rozmowy.
Parsknęłam
śmiechem, ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie
jestem w ciąży.
- Jesteśmy
twoimi przyjaciółmi. Możesz nam o wszystkim powiedzieć. Kto jest ojcem?
- Cholera!
– wrzasnęłam ku własnemu zdziwieniu. – Mam jutro badanie krwi. Poza tym jak już
wielokrotnie podkreślałam potrafię być abstynentką z wyboru. I uprzedzę kolejne
pytania – zwyczajnie zasłabłam na ulicy. Dlatego muszę się przebadać.
Zabrałam
torebkę i czym prędzej uciekłam stamtąd, usilnie trzymając się jednak swojego
typowego, dosyć wolnego tempa chodzenia.
Ja w
ciąży? Przecież to oksymoron.
***
Mogłoby
się wydawać, że cały swój wolny czas spędzam z przyjaciółmi – a to w barze, a
to znowu w kawiarniach, czy innych tego typu miejscach. Oczywiście mija się to
z prawdą.
Moją
największą pasją jest malowanie. Robię to nawet całkiem nieźle. W tajemnicy
przed wszystkimi zaczęłam nawet tworzyć portret Matty’ego. Nie, nie mam obsesji
na jego punkcie!
Już od
jakiegoś czasu bawiłam się w jego prywatnego fotografa, robiąc mu zdjęcia przy
pomocy telefonu. Wywołałam kilka i teraz służyły mi jako pierwowzór do
stworzenia prawdziwego dzieła sztuki. Właściwie nie wiedziałam po co to robię.
Nie mogłam powiesić go na ścianie, ani tym bardziej ofiarować wiadomo-komu w
prezencie. Znajomi zbyt często mnie odwiedzają, a on posądziłby mnie o problemy
z własną osobowością.
Ktoś
zapukał do drzwi. Po raz ostatni pociągnęłam pędzlem po płótnie, wsunęłam obraz
pod łóżko i zbiegłam na dół, wycierając umorusane dłonie w białą koszulkę.
- Masz
farbę na policzku – zauważyła Natalie.
Byłam na
nią wściekła. Już miałam na nią nawrzeszczeć, kiedy zza jej pleców wyrosła
Emily.
- Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam – rzuciła nieśmiało, rozglądając się po salonie.
Sugestywnym gestem zaprosiłam je do środka.
Czułam się
dosyć niezręcznie, siedząc na tej samej sofie, co niedoszła, a może nawet
„doszła” dziewczyna mojego potencjalnego chłopaka.
Przyglądałam się jej uważnie. Miała sięgające do ramion, proste włosy i
duże, zielone oczy. Jak w ogóle miałabym konkurować z kościstą blondynką
podczas gdy podejrzewano mnie o ciążę?
- Pizza? –
spytała w końcu. Obie z Natie przytaknęłyśmy.
Przypomniały mi się słowa Matt’a. Zanim się pokłóciliśmy poprosił, żebym
spędziła z nią trochę czasu, bo w gronie naszych znajomych czuje się wręcz
wyobcowana. Stwierdził, że jestem mu to winna.
A potem
przed oczami stanęła mi znów ta sama, przeczytana przeze mnie jakieś milion
razy wiadomość.
„Myślałem,
że coś z tego wyjdzie, ale to coś nie ma już chyba szans na odratowanie”.
I znów na
mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. Kate nadal żyła i miała się całkiem
nieźle. Nie miałam serca, by dezaktywować to konto. Przynajmniej jeszcze nie
teraz.
__________________________
Przepraszam, pojawiły się kolejne problemy z publikacją,
dlatego znowu notka nie pojawiła się tak szybko jak bym tego chciała ale (uwaga!)
mam usprawiedliwienie – wyjechałam na tydzień i z minimalnym dostępem do
internetu nie mogłam dodać tego tego powyżej na czas.
Hahahahahahahahahahaha, Rachel w ciąży... Nie wierzę w ...
OdpowiedzUsuńHahahahahahahahahahaha, Rachel w ciąży... Nie wierzę w pomysły jej przyjaciół serio.
I wybacz Natalie, ale nie rozumiem twojego planu z tym wszystkim XD
Nie mam pojęcia co wymyśliła Rachel na samym końcu, ale myślę, że nie uśmiercenie Kate nie jest wcale aż takie dobre i jakoś wyczuwam kłopoty. Nie wiem dlaczego, ale mimo wszystko, udawanie kogoś, kto nie istnieje raczej nie jest dobrym pomysłem.
Emily.. Dobra, nie wypowiem się, bo nie wiem jak i sama nie wiem co o niej myśleć.
Wciąż zastanawiam się nad sensem wiadomości od Matt'a, no ale zobaczę jak to się potoczy ;>
Iiii nareszcie doczekałam się rozdziału! :3 Tak tu zaglądam i zaglądam i jeeest <3
Z ooolbrzynią niecierpliwością czekam na następny! :D
Buziaczki,