- Co do… - wrzasnął Peter, który nagle wyrósł zza drzew.
- Właśnie! Co do…?
- Przyniosłem ci płytę. Pamiętasz? Obiecałem ci ją już jakiś czas temu.
- I dlatego buszujesz w moim ogrodzie?
- Poszedłem na skróty.
Zasłoniłam „Matt’a” swoim ciałem, ale brunet był zbyt podejrzliwy, by tak łatwo
odpuścić.
- Czy ja właśnie widziałem…?
- Nie – odparłam obojętnie, jednocześnie wykonując kilka kroków do tyłu. Tak
zapobiegawczo. Na moje nieszczęście brunet wykonał dosyć sugestywny gest,
wyciągając rękę w moim kierunku, więc bezmyślnie podałam mu malunek. Przez
dłuższą chwilę przyglądał mu się uważnie, niczym ci żałośnie bogaci bywalcy
galerii sztuki, zastanawiający się czy warto zainwestować w dane dzieło.
- Jeżeli ty mu o niczym nie powiesz, to ja to zrobię.
- Co masz na myśli? – kontynuowałam tę grę słów i choć nigdy bym się do tego
nie przyznała, to wpadłam w lekką panikę. Jak dużo wiedział?
- Po prostu daj mu ten obraz, a może coś do niego dotrze.
- To miał być prezent urodzinowy.
- To świetnie się składa. Mam rozumieć, że za niecałe dwa tygodnie wręczysz mu
ten upominek?
- Tak! Tak! Dokładnie.
- Wyjdziesz na większą desperatkę, jeśli mu powiem, że go zniszczyłaś. U mnie
będzie dużo bardziej bezpieczny.
Coś mi mówiło, że nie przyjąłby odmowy. Przytaknęłam. Oddałam w jego ręce
trzydzieści cztery godziny i dwadzieścia sześć minut mojego życia. Tyle mniej
więcej zajęło mi odtworzenie tej idealnej twarzy tudzież popiersia.
Tak mniej więcej wygląda problem z małymi miasteczkami. Śmieci nawet nie można
wyrzucić w spokoju. I tak dosyć podejrzane jest to, że natknęłam się na jedną
osobę, a nie na pochód z okazji zebrania plonów czy czegoś w tym stylu.
Moja irytacja sięgnęła zenitu. Czy wszyscy widzą to, co tak skrzętnie starałam
się ukryć? Czy moje uczucia są zawsze widoczne jak na dłoni? I wreszcie – czy
mój pech jest po prostu zbiegem okoliczności i konsekwencją moich niecnych
niejednokrotnie uczynków, czy ktoś stara się namieszać w moim życiu z
premedytacją? Do Ciebie mówię, tam na górze!
Tej nocy miałam bardzo zboczony sen. Nie dość, że Liam i Matty brali w nim
czynny udział, to jeszcze na koniec podszedł do mnie Peter i jakby nigdy nic
mnie pocałował. Słyszałam sprzeczne opinie na temat naszych snów. Niektórzy
twierdzą, że bierze w nich udział podświadomość, że sny są „wydłużeniem” naszej
wyobraźni, wizualizacją najskrytszych pragnień, marzeń i fantazji. Czy tak
naprawdę wyglądała moja fantazja? Jeśli tak, to wiem już nawet w jakim
przemyśle z powodzeniem znalazłabym pracę.
- Czy zrobienie czegoś takiego jest w ogóle możliwe? - spytałam,
demonstrując Natalie „wyśnioną pozycję” na lalkach jej młodszej siostry.
- Jesteś chora. I chyba wiem jaki to film wczoraj oglądałaś.
- Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek bawiła się w ten sposób.
- Jesteś na niego napalona!
- Na kogo? – wytrzeszczyłam oczy, odkładając zabawki. Nie mogła wiedzieć. Po
prostu nie mogła.
- Na Liama!
- Tak, właśnie. Na Liama.
Co ja mówię? Ja? Napalona?
Z drugiej jednak strony zaczęłam się zastanawiać czy aby przypadkiem nie był to
sen świadomy, czyli taki kreowany przeze mnie samą, w którym to miałabym
kontrolę nad światem wyobrażonym.
- List! – wrzasnęłam nagle. Byłam tak zajęta użalaniem się nad sobą, że
kompletnie o nim zapomniałam. Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? W jednym
miałam rację. Rzeczywiście Peter miał teraz kontrolę nad moim życiem, może w
mniej metaforyczny sposób, niż przypuszczałam, ale zawsze. Przygryzłam dolną
wargę.
Tak właśnie mniej więcej wyglądała moja nędzna egzystencja. Stanowiła zlepek
groteskowych, pozornie niepowiązanych ze sobą historii, z których każda kolejna
zdawała się bić na głowę tę poprzednią. I tak jeszcze przed obiadem zrobiłam
małą wycieczkę do domu Peter’a. Miał coś co należało do mnie i ja zamierzałam
to odzyskać.
Wpuścił mnie jego ojciec. Domyśliłam się, że brał prysznic, bo z łazienki
sąsiadującej z jego sypialnią dochodziły dosyć charakterystyczne dźwięki. Szum
wody i takie tam. Miałam tego nikomu nie mówić, ale jak tu pominąć fakt, że
wykonywał „…Baby one more time”? A Pete wykonujący utwór Britney Spears to już
poważny powód, by uruchomić dyktafon w telefonie.
Z racji tego, że był największym czyściochem, jakiego znałam, zdążyłam uważnie
rozejrzeć się po całym pokoju, jeszcze zanim doszedł do czwartej piosenki. I
wtedy to dostrzegłam. Bujna czupryna Matty’ego wystawała zza komody.
Bezszelestnie (no dobra, narobiłam sporo hałasu, ale skoro nikt się nie
zorientował mogę zostać przy wersji oficjalnej) sięgnęłam po dzieło. Traf
chciał, że właściciel sypialni akurat bezceremonialnie do niej wkroczył.
Żeby przybliżyć sytuację, muszę pobieżnie opisać wygląd pokoju, o którym mowa.
Otóż komoda i ja, zasłaniająca się malunkiem (zza którego wystawał czubek mojej
głowy, oczy i kawałek nosa oraz naturalnie nogi) stałyśmy po tej samej stronie,
co drzwi od łazienki, więc wchodząc do środka, Pete nie miał prawa od razu nas
zauważyć. Podszedł natomiast do szafy stojącej naprzeciwko nas. Gdzieś tam po
środku stało jeszcze łóżko, ale to mniej ważne. Szczerze zaniepokojona, nie
zastanawiając się ani chwili dłużej zakasłałam w obawie przed tym, że za moment
brunet zacznie się przy mnie przebierać. Niestety w tym samym momencie, w
którym zaznaczyłam swą obecność, on obrócił się tak gwałtownie, że ręcznik sam
osunął się na ziemię.
Oczywiście jako grzeczna dziewczynka i doskonały wzorzec osobowy, prawie od
razu ukryłam się za płótnem. Nie mogę jednak powiedzieć, że nic nie widziałam.
Bo widziałam wszystko jak na dłoni.
- Na litość boską!
Tłumiąc śmiech doprowadziłam się (i to dosłownie) do płaczu. Ośmielę się jednak
powiedzieć, że były to łzy szczęścia.
- Nie sądziłem, że posuniesz się do kradzieży.
- Chciałam sprawdzić, czy nie potrzebuje żadnych poprawek. – nieśmiało
wyjrzałam zza mojej przenośnej kryjówki.
- Uroczo razem wyglądacie, doprawdy.
Nieświadomie się uśmiechnęłam. Co prawda cały czas nie mogłam się powstrzymać
przed porządnym, typowym dla mnie atakiem śmiechu, ale teraz był to uśmiech
wyjątkowo głupkowaty, bo nieco się rozmarzyłam.
Odłożyłam „Matty’ego” na miejsce, uprzednio odzyskując list. Mogłam odetchnąc z
ulgą. Przynajmniej na razie.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o wszystkim i o niczym, ale ponieważ nie
mogłam się skupić, a on wyraźnie czuł się zakłopotany, względnie szybko
opuściłam jego posiadłość, ściskając kartkę w ręce. Po powrocie do domu
wsunęłam ją do różowej koperty i „ukryłam” pod stosem książek leżących na
biurku. Właściwie to nie wiem dlaczego od razu nie pozbyłam się tego śmiecia.
Widocznie potrzebowałam więcej czasu, żeby ostatecznie rozliczyć się z
przeszłością. Przez myśl mi nawet nie przeszło, żeby węczyć go adresatowi.
Prędzej zgodziłabym się zgolić brwi albo zafarbować włosy na różowo. Zwyczajnie
nie było takiej opcji.
hahahahahahaha!
OdpowiedzUsuńPeter nago, no nieźle! XD
muszę przyznać, że miałam cichą nadzieję, że Peter będzie chciał OD RAZU dać/ pokazać obraz Matt'owi, a ten zobaczy list i oświeci go i wgl i będzie tak pięknie, że aż oooooch ;3
ale cóż, to by było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe..
ale, zawsze to jakiś postęp, w końcu da mu ten obraz. chociaż obraz, a to już coś. ale liczę na ten list, liiiiczęęęęę na ciebie, liściku! :3
a sen... niegrzeczna Rachel, och niegrzeczna ^^ :D
dziękuję baaardzo za rozdział tak szybko, tymbardziej, że szykuje mi się kilka dni bez dostępu do internetu (albo z baaaardzo małym dostępem) także, JUHUŁ! :D
wybacz, że dzisiaj tak krótko (:<<<<<<) ale za chwilę odjeżdża mój bus, no ale MUSIAŁAM skomentować i przeczytać!
dziękuję raz jeszcze i całuję! :*
No mówiłam, że dodam coś zboczonego! Ajj nie może być aż tak różowo! :D
UsuńZa co Ty w ogóle przepraszasz? Jesteś tu jedynym gościem i komentatorem w jednym hahhah
Poza tym nawet Twoje krótkie komentarze nie są wcale takie krótkie. I nadal motywują xD
Może postaram się publikować mimo wszystko, a jak wrócisz będziesz miała co nadrobić, hę? <3
Będę rzadko, ale raz dziennie na pewno :D
UsuńAle nie będę narzekała jak będziesz coś dodawała... wprost przeciwnie! :*
Ach, no i opublikowałam pierwszy rozdział mojego 'opowiadania'. Sama nie wiem, czy powinnam Ci to pokazywać, bo zawsze tracę na pewności co do tego co napisałam, kiedy wiem, że ktoś może to przeczytać (może dlatego zwykle piszę 'do szuflady'). Szczególnie, że wiem jak Ty piszesz no i teraz to już wgl się wstydzę, haha XD
A, no i nie musisz czuć się zobowiązana do czytania tego, komentowania, czy cokolwiek, nie, nie i jeszcze raz nie. Od razu mówię, że jeżeli po prostu nie przypadnie Ci do gustu, to nie musisz mi słodzić i zmuszać się do czytania, tylko dlatego, że ja jestem zakochana w tym co piszesz! :)
Ughm, no dobra, niech będzie:
hellx.blog.onet.pl
Proszę :)
Hm, no dobra, więcej nie gadam.
Całuski! :*