niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 14. Kolizja

            Przychodzi taki moment w związku, kiedy wypadałoby się określić. Mam na myśli… Spędziłam trochę czasu z Liam’em, ale nie wiedziałam nawet czy jesteśmy oficjalnie razem. Ani razu nie padło z moich czy jego ust stwierdzenie, które mogłoby utwierdzić mnie w przekonaniu, że jednak jesteśmy parą.
            Doświadczenie nauczyło mnie wierzyć, że początki zawsze są idealne. Dopiero potem zaczynacie dostrzegać swoje wady. Znałam go zdecydowanie za krótko, więc ten drugi etap doszczętnie zdominował poprzedni. Jego największą wadą było to, że nie nazywał się Matthew Hale, jego fryzura nie żyła swoim życiem i nie grał na basie.
            Potrafił być słodki i zabawny. Ciągłe żarty wkrótce jednak zaczęły mnie irytować. Żadna z naszych rozmów nie była do końca poważna. W pewnym momencie owszem, potrzebowałam tego ale na dłuższą metę najzwyczajniej się to nie sprawdzało. No i miał jeszcze jeden poważny mankament. Nie potrafił słuchać. Ja z kolei nie potrafiłam mówić, więc całkowicie kaleczyliśmy wszystkie konwersacje.
            Jak zwykle wpadł po mnie przed zajęciami. Zachowywał się dziwnie. Nawet jak na niego. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam co kierowało jego zachowaniem. Był taki obcy. Od słowa do słowa, przeszliśmy do naszej pierwszej i jedynej poważnej kłótni. Dziś nie jestem nawet pewna od czego się zaczęło, ale wydaje mi się, że nie spodobało mi się to w jaki sposób patrzył na Cassie. Wygląda na to, że nieświadomie doprowadziłam do sceny zazdrości. Strasznie krzyczeliśmy, jakbyśmy dusili w sobie te wszystkie emocje przez lata. Poprosiłam, żeby sobie poszedł. Czasami istotnie działał mi na nerwy.
            Nie wiem jak przetrwałam resztę tego paskudnego dnia. Nie mogłam się na niczym skupić. Bazgrałam coś w notatniku, praktycznie przez wszystkie lekcje. Dopiero po czasie zorientowałam się, że szkicuję jego twarz. Budził we mnie tak skrajne odczucia, że trudno było zaklasyfikować go do którejkolwiek z kategorii. Prawda jest taka, że mimo mojej wybuchowej natury, nienawidziłam się kłócić i po czasie zaczynałam się zastanawiać, czy aby przypadkiem to wszystko nie działo się w mojej głowie i nie byłam wszystkiemu winna.
            Status związku: to więcej niż skomplikowane.
            Nastrój: wściekła, zdezorientowana, skonsternowana.
            Oglądam: pana Matthews’a (och, ironio), sięgającego po kredę.
            Słucham: opowieści Cassie o upojnym weekendzie u dziadków.
            Czytam: teksty żenujących piosenek, odpowiadających memu nastrojowi.
            Jem: muffinkę, ukrytą gdzieś pomiędzy książkami.
            Piję: wodę, schowaną pod ławką.
            Wróciłam do domu wyjątkowo późno, bo po lekcjach poszłam na trening piłki nożnej. Nie, żebym w nią grała czy coś. Na boisku można było za to zobaczyć między innymi Liam’a i Peter’a. Oczywiście taka osobistość jak Matty raczej unikała sportu.
            W skrzynce pocztowej znalazłam coś na co czekałam od dawna, ale szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że to kiedykolwiek nadejdzie. Zwykła koperta z moim imieniem i nazwiskiem, a jednak przyprawiła mnie o mdłości. Miałam już tyle na głowie. Nie potrzebowałam dodatkowych pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Nie chciałam podejmować kolejnych decyzji przed rozliczeniem się z poprzednimi.
            Czasami koniec nadchodzi niespodziewanie, ale niekiedy czujesz, że to stanie się niebawem. Koło dwudziestej odwiedził mnie Liam. Widocznie się pogodziliśmy. Gdy tylko usiadł na kanapie, ułożyłam się w pozycji embrionalnej i oparłam głowę na jego kolanach. Gładził moje włosy, zupełnie jakby próbował utulić mnie do snu.
            - Razem mogliśmy być całkiem niesamowici – powiedziałam w końcu, próbując napotkać jego nieobecny wzrok. W odpowiedzi uśmiechnął się blado, na dobre rujnując moją i tak już zdewastowaną fryzurę. Tym razem dosłownie rozczochrał mnie tak, jak robi się to młodszej siostrze. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo nigdy nie miałam młodszej siostry.
            - Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałem.
            - To było dysfunkcjonalne.
            - Biłaś mnie.
            - A mimo to nie odszedłeś, bo łudziłeś się, że się zmienię.
            - Nienawidzisz mojej ulubionej koszulki.
            - Nienawidzę wszystkich twoich koszulek. Po prostu uważam, że bez nich wyglądasz dużo lepiej.
            Zaśmialiśmy się. .
            - Powinniśmy mieć chociaż jedno miłe wspomnienie.
            - Pamiętasz co było pierwszą rzeczą, którą dotknęłaś po zdjęciu gipsu?
            - Drogi Boże. To nie zabrzmiało dobrze. Ręka mi wtedy zdrętwiała. Ale fakt, ilekroć wspomnę o twoim tyłku, na moich ustach zagości uśmiech.
            Przyciągnęłam go do siebie. Dziwnie było leżeć tak w jego ramionach w otoczeniu grobowej ciszy, wiedząc, że nie jest już mój. A jednak nie zamierzałam z tego rezygnować.
            To musiała być próba. Pierwsza kłótnia zawsze nią była. Choć nigdy nie powiedzieliśmy tego na głos, to oboje wiedzieliśmy, że to co było między nami było dobre, ale nie na tyle dobre, by przetrwać. Czasem lepiej pozwolić czemuś umrzeć, niż do końca łudzić się, że coś z tego będzie.
            Nie wiedziałam, czemu od samego rana zachowywał się w ten sposób. Zrozumiałam to dopiero, kiedy zorientowałam się, że koperta z listem do Matty’ego została rozerwana. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, pewnie zrobiłabym mu awanturę. Tajemnica korespondencji i takie tam. Z drugiej strony jeśli nie przeczytałby go, być może kontynuowalibyśmy tę farsę, chociaż oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że na dobrą sprawę zmierzamy do nikąd.
            Patrząc wstecz, nierzadko zastanawiam się jak wyglądałoby moje życie, gdyby epizod z Liam’em trwał nieco dłużej. Gdy było już po wszystkim, nie byłam załamana, czy zdruzgotana. Poczułam nawet ulgę. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, bo całą naszą znajomość zbudowałam nie tyle na podwalinach uczuć do Matty’ego, co na kłamstwie. Chociaż dzisiaj mogę już swobodnie śmiać się z tego, w jakich okolicznościach się poznaliśmy, to wtedy nie było to takie oczywiste. Ostatecznie myślał, że złamał mi nos. Współczucie i poczucie winy to niezbyt korzystny fundament związku.
            Zebrałam wszystkie nasze wspólne zdjęcia zrobione polaroidem, a że jestem maniakalnym wręcz fotografem, miałam ich na tablicy korkowej dosyć sporo i wyrzuciłam je do kosza, znajdującego się w rogu pokoju. Fakt, że na żadnym z nich nie miał koszulki zmusił mnie do krótkiej refleksji. Zachowywałam się jak facet. Byłam cyniczna. Czasami to co robiłam podchodziło wręcz pod szowinizm. Chyba rzeczywiście to, do czego zmuszałam nieraz Liam’a było dosyć perwersyjne. Wytworzyłam między nami minimalną więź emocjonalną i ograniczyłam się do zaspakajania pobudek czysto fizycznych. Wdodatku pragnęłam faceta, który był wręcz nieosiągalny, co w pewnym sensie czyniło mnie gejem. W końcu według mojej teorii zachowywałam się jak mężczyzna. W dodatku płytki. 

2 komentarze:

  1. Związek oficjalny, czy nie i tak zakończony. Lubiłam Liama, bo jest naprawdę kochany. Mam wrażenie, że Rachel potrzebowała kogoś takiego jak on. Mam na myśli, jego ciągłe żarty pewnie jakoś jej pomogły, podczas tych wszystkich nieszczęść. Jak widać, nie na dłuższą metę, nie ma się co dziwić.
    Hahaha, pod największą wadą Liama podpisuję się obiema rękoma!
    Cholercia. :< Tak baardzo tęsknie za Matt'em. Ale za takim Matt'em, którego relacje z Rachel nie polegają, na jej patrzeniu na niego, kiedy podchodzi do tablicy, czy pisaniu do niego listu, którego i tak nie dostał. Tęsknie za takim moim Matt'em. Takim słodziutkim, kochanym, seksownym, Rachelo-Matt'em. Trudno mi to ująć w słowa, mam nadzieję, że wiesz o czym mówię.
    Wgl, strasznie mnie zastanawia list, który dostała Rachel!
    I czekam na te urodziny Matt'a! Czuję, że coś się ruszy, kiedy dostanie ten obraz (a MUSI DOSTAĆ, bo inaczej się załamię, serio). O liście już nie wspomnę, jak wspaniale by było, gdyby...
    O NIE!
    Własnie mnie olśniło!
    Już miałam pisać wspaniałą historię o tym, jakoby Matt wpadł do Rachel, natknął się na list, przeczytał go itd, ale kurcze!
    Liam.
    Liam, skarbie. Prrrrrrrrrroszę, zrób mi tą przyjemność i piśnij słówko Matt'owi. Ja serio, nie miałabym nic przeciwko!
    Och, marzenia.
    Ale nie no, Liam stanowczo mógłby COŚ zrobić, dla dobra Rachel, prawda? No, też tak myślę.

    Jestem podłamana. Byłam już nawet szczęśliwa, kiedy relacje Rachel i Matt'a, polegały na mówieniu sobie "Cześć", później było lepiej, bo przecież było "Cześć, jak tam twój nos?" I te wszystkie inne etapy, przecież ona miała nawet jego koszulkę! I co? :< Ależ się pokomplikowało :<

    Ja ich sama zeswatam!

    Hahahaha, jaki ten komentarz burzliwy! Sama nie wierzę w moje emocje! Chyba zacznę popijać melisę, do rozdziału, chociaż komentarze będą bardziej spokojne! XD

    Koniecznie dodaj szybko następny, bo nie mogę no.
    Czekam jak nie wiem!

    PS ALE CZADERSKI WYYGLĄD! <33333
    Obserwowałam zmiany i widzę, że walka z onetem była niezła. Ale efekt jest tego wart, genialnie! *.*

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje komentarze naprawdę mnie rozwalają xD
      No wiesz, w sumie dlatego wprowadziłam Liama.
      Bez niego byłoby zbyt dołująco. No i przy kimś Rachel musiała okazać swą sierocą naturę.
      Też tęsknię, uwierz xD Nawet jak to piszę, to tak jakoś utożsamiam się z Rachel i na myśl o nim robi mi się ciepło na sercu ^^ Ale wiesz, nie ma co słodzić.
      On też ma swoje na sumieniu i musi odpokutować ^^
      Rozemocjonowałaś się, a to chyba dobrze xD
      Mimo całego tego Twojego oburzenia i tak szczerzę się do monitora.
      I dziękuję <3 3 godziny chyba onet ze mną pogrywał zanim ogarnęłam to wszystko -.-

      Usuń