Nie wiem na
co czekałam. Na wielką miłość, która spadnie na mnie prosto z nieba? Nie licząc
niespodzianki, którą zesłał mi ostatnio pewien gołąb na rękę, niebiosa nigdy
nie obdarzyły mnie niczym szczególnym.
W sobotni
poranek obudziłam się wraz ze wschodem słońca i na palcach powędrowałam do
sypialni mamy. Rozsunęłam żaluzje. Cały pokój wypełniło jaskrawe światło o
nieco żółtawej barwie.Usiadłam na brzegu jej łóżka i jak zwykłam to robić w
dzieciństwie, by ją obudzić, z całych sił szarpnęłam za kołdrę. Z trudem
otworzyła oczy, mrużąc je przy tym niemiłosiernie.
- Co
powinnam zrobić? – spytałam, układając usta w podkówkę.
- Właśnie
wstałam. Możesz jaśniej?
- Mamo! O
niczym innym nie mówię odkąd wróciłaś ze szpitala.
Byłam
podła. Dopiero kiedy powiedziałam to na głos, zdałam sobie sprawę z tego jak
bardzo egoistycznie się zachowywałam. Powinna wypocząć, a ja praktycznie od
progu zadręczałam ją swoimi problemami.
- Ach, tak.
List. Nie mogę zadecydować za ciebie. Wiesz jakie jest moje zdanie na ten
temat. Powinnaś rozwijać swój talent. Przynajmniej dopóki nie koliduje to z
nauką.
I z moim
życiem towarzyskim, dodałam w myślach.
Była tylko
jedna osoba, z którą miałam zamiar to przedyskutować, bo wystarczyłoby, by
kiwnął palcem, a ja już byłabym na każde jego wezwanie.
- Rachel! –
wrzasnęła Natalie, a ja zerwałam się na równe nogi. Zdziwiła mnie obecność
przyjaciółki w moim mieszkaniu, ale nic nie mówiłam, bo dałam jej ciche
przyzwolenie na to, by wchodziła bez pukania, a ona wykorzystywała to bez
skrupułów. Po ciepłym powitaniu z moją mamą, złapała mnie za rękę i siłą
zaciągnęła do mojego pokoju. Nim się spostrzegłam, łóżko wyglądało już jak
wystawa sklepu odzieżowego.
- I jak? –
spytała nieśmiało, gładząc jeden ze strojów, leżących na tym stosie ubrań.
Wzruszyłam ramionami, więc przyłożyła do moich ramion jakiś skrawek materiału,
który później okazał się być sukienką. – Matty będzie zachwycony.
- Natalie! –
zaoponowałam, być może nawet zbyt ostro, ale nie zrobiło to na niej większego
wrażenia.
- O, nie.
Nie wykręcisz się. Nie tym razem. On nie zrobiłby ci czegoś takiego.
- Właściwie
to zrobił. Nie przyszedł na moje urodziny.
- Nie
zachowuj się jak dziecko. Jeśli nie przyjdziesz, to pomyśli, że w ogóle ci na
nim nie zależy.
Westchnęłam
głośno, sięgając po jedną z tych kreacji. Podświadomie wybrałam chyba najmniej
wyzywający strój, bo zwykłą, małą czarną, sięgającą mi do kolan, która składała
się jakby z dwóch warstw. Pierwsza, ta pod spodem, była względnie prosta, miała
subtelnie podkreślający dekolt krój i względnie cienkie ramiączka. Druga,
wierzchnia warstwa była uszyta z lekkiej, siateczkowatej, nieco prześwitującej
tkaniny i miała krótki rękawek.
- I
koniecznie rozpuść włosy – zakomenderowała na odchodne, po czym dodała krótkie:
- Do zobaczenia na miejscu. – i wyszła.
Przysięgam,
że następnych kilka godzin spędziłam na snuciu idiotycznych refleksji w pozie
typowego myśliciela, podpierając głowę dłonią, z dwoma, charakterystycznie
wyciągniętymi palcami, gładzącymi brodę.
Zanim
udałam się do domu Hale’a, musiałam złożyć wizytę jeszcze jednej, istotnej w
całej sprawie osobie.
Kiedy
otworzył drzwi, na mojej twarzy malował się głupkowaty uśmiech. Mogłam również
przypadkiem próbować wywiercić dziurę w podłożu za pomocą jednej ze szpilek.
- Możemy
pogadać? – wydukałam, nieudolnie próbując przybrać zdecydowaną pozę. Niestety
nim przeszłam do sedna, Spencer stanęła obok Peter’a i kiwnęła głową w moim
kierunku w ramach niemego „cześć”.
- Przyszłaś
po obraz?
- Właśnie –
przytaknęłam. Zdecydowanie za długo wymachiwałam głową w tym charakterystycznym
geście, bo oboje dziwnie na mnie spojrzeli. Pete poszedł po „dzieło”, więc
przez moment zostałam sam na sam z wrogiem. Dziwne myśli chodziły mi wtedy po
głowie. Ostatecznie jednak powstrzymałam się przed zadaniem pytania, które tak
mnie męczyło. To, że do siebie wrócili było niemalże tak oczywiste jak to, że
byłam nieudacznikiem.
Daruję
sobie opowieści o tym co działo się później. Za żadne skarby świata nie
chciałam się TAM pokazywać tego dnia. Pokonawszy własny upór i głupotę, ostatecznie
trafiłam jednak do domu Matty’ego. Jego rodzice byli na tyle wspaniałomyślni,
że sami zaproponowali, że usuną się z mieszkania na czas imprezy. Państwo Hale
byli ogólnie dosyć specyficzną parą, ale nie czas, by przybliżać ich historię.
Jakimś
cudem dostałam się do pokoju solenizanta. Nie wyglądał tak, jak go sobie wyobrażałam.
Oczywiście ściany oklejone były plakatami jego ulubionych zespołów, a w
honorowym miejscu koło biurka leżał jego bas, ale w tym wszystkim było jakoś
dziwnie mało Matt’a. Położyłam malunek na łóżku. Po krótkim namyśle przeniosłam
go jednak w dużo bezpieczniejsze w moim mniemaniu miejsce, bo na komodę. Tam
chyba nikt nie ośmieliłby się… Zresztą nieważne. Za dużo myślałam. Za dużo
myślałam O TYM. Do prezentu dorzuciłam jeszcze karteczkę: „Przepraszam za wszystko,
Rachel” i wróciłam do salonu.
Dosyć
wcześnie postanowiłam się stamtąd ulotnić, jednak widocznie nie było mi to
dane, bo gdy kierowałam się do wyjścia, Peter zatarasował mi drogę,
jednocześnie chwytając za moje ramiona, jakby w obawie przed tym, że ucieknę. A
potem powędrował swoimi dłońmi nieco niżej i splótł swoje palce z moimi.
- Jak ja
cię nienawidzę – mruknęłam. Wymachiwałam rękami w prawo i lewo, by uzyskać
trochę dzielącej nas przestrzeni. Nie potrafiłam tańczyć, a on zmuszał mnie do
tego już drugi raz w tym miesiącu. Potem odstawiliśmy układ podobny do tego ze
słynnej sceny z „Pulp fiction”. – Więc… Czas na moją ocenę. Ty też nadużywasz
trudnych słówek. Uwielbiam teksty piosenek, które sam napisałeś. Jesteś jedyną
osobą, której nie przeszkadza mój cynizm. Kochasz Lennon’a może nawet bardziej
niż ja, a już na pewno bardziej niż Matty. Jesteś równie skromny, co
utalentowany i choć czasami mam ochotę skopać ci tyłek, to jesteś moim przyjacielem,
dlatego śmiem twierdzić, że Spencer na ciebie nie zasługuje. Jesteś dla niej za
dobry.
- O tym
chciałaś pogadać?
- Wyjeżdżam
na jakiś czas. – oznajmiłam spokojnie, choć moje serce próbowało wyrwać się z
piersi. – Dostałam się na coś w rodzaju warsztatów artystycznych.
-
Gratuluję. Zawsze wiedziałem, że ze wszystkich osób, które znam to właśnie ty
osiągniesz najwięcej.
- We
Francji – przerwałam mu, bo wiedziałam, choć może raczej miałam nadzieję, że tę
część informacji przyjmie z mniejszym entuzjazmem.
- A co ze
szkołą?
- Dokładnie
to samo powiedziała moja mama. Zapomniałam wspomnieć, że jesteś też
nadopiekuńczy – uśmiechnęłam się, choć moje oczy zaszkliły się łzami. Zdałam
sobie sprawę z tego, że cholernie będzie mi go brakowało. Jego i jeszcze kilku
innych osób, ale przede wszystkim jego. – Będę chodzić do tamtejszej szkoły.
Albo załatwią mi indywidualne lekcje. Nie wiem jeszcze dokładnie jak to będzie
wyglądało.
- A więc
jak długo cię nie będzie? – spytał, a jego głos sprawił, że znowu zaczęłam się
nad tym wszystkim porządnie zastanawiać. Ale jak się powiedziało „a”, to trzeba
powiedzieć „b”.
- Po
miesiącu okaże się kto otrzyma szansę na roczne stypendium.
Wydawało mi
się, że na tę krótką chwilę czas się zatrzymał, a głośna muzyka ustała. A potem
Peter przycisnął mnie do siebie tak mocno, że ledwo mogłam oddychać, ale
bynajmniej mi to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzał mi również fakt, że
kołysaliśmy się w stanowczo za wolnym tempie, kolidującym z piosenką, która
dosłownie wrzynała mi się w mózg i nie pozwalała na uporządkowanie tętniących w
mojej głowie myśli.
- Moja mama
uważa, że nie otrzymam drugiej, podobnej szansy. Ma wyrzuty sumienia, bo ojciec
przez lata obwiniał ją o to, że nie mógł zrealizować się jako artysta tylko
dlatego, że ja się urodziłam. – szeptałam tuż nad jego uchem, ledwo
powstrzymując się przed finalnym wybuchem płaczu.
- Ma rację.
Jeśli się nie zdecydujesz, będziesz tego żałować do końca życia.
- Cieszę
się, że tak myślisz. I mnie rozumiesz.
- Popieram
każdy twój wybór. Zawsze.
- Doceniam
to.
Przypomniał
mi się moment, w którym się poznaliśmy. Naturalnie widywaliśmy się dosyć często
jako mieszkańcy tej zapyziałej dziury, nawet mieliśmy wspólnych znajomych, ale
jakoś tak wyszło, że dopiero od momentu wielkiej katastrofy pod dachem Judy
Welles, przeszliśmy na „cześć”. No, może przesadzam. Nie było aż tak źle. Chyba.
A może jednak?
Cóż, każdy ma czasem ochotę
poudawać kogoś, kim w rzeczywistości nie jest. Kiedy na mnie wtedy spojrzał i to nie jak na
każdą inną dziewczynę, ale jak na ewentualną zdobycz, coś we mnie pękło.
Obudził się we mnie wątpliwy talent aktorski. Postanowiłam udawać pewną siebie,
wyzwoloną kobietę. Po wymianie fali przelotnych uśmiechów i gdy wreszcie
złapałam go na tym, że świdruje mnie wzrokiem, postanowiłam do niego podejść.
Tak. Ja, Rachel Collins udawałam, że jestem pewna siebie. I wcale nie byłam
taka znowuż pijana. No, może odrobinę. Zasłaniałam usta dłonią za każdym razem,
kiedy się uśmiechałam, by nie zauważył tych cholernych drutów na moich zębach.
Spodobały mu się nawet te tandetne, niebieskie pasemka, które zrobiłam sobie w
ramach młodzieńczego buntu. Przynajmniej tak twierdził. Zachowywałam się jak
kokietka. Nie pamiętam, co dokładnie wtedy mówiłam, ale w każdym bądź razie
perfidnie z nim flirtowałam, figlarnie nawijając pukiel błękitnych włosów na
palec wskazujący. Od słowa do słowa przeszliśmy do rzeczy. No, może nie od
razu. Najpierw złapał za szklankę whisky, z którą się nie rozstawałam i
ostrożnie odłożył ją na komodę, o którą opierałam się ramieniem. Przybliżył
swoje usta do moich i kiedy wreszcie nasze wargi się spotkały, przyciągnęłam go
do siebie, jedną ręką obejmując jego kark, a drugą ujęłam jego włosy. On
również nie grzeszył delikatnością. Całował namiętnie i zachłannie. Tonęłam w
pożądaniu. Być może tonęłabym dalej, gdyby nie spytał:
- Pójdziemy na górę?
- Yhy – przytaknęłam, choć na dobrą
sprawę tego nie chciałam. A może i chciałam? Pijana Rachel to jeszcze bardziej
niezdecydowana Rachel.
Wnętrze sypialni Judy było równie
przestronne, co przerażające. Ściany w kolorze wściekłego różu dosłownie
błagały o remont. Nie miało to jednak wtedy większego znaczenia. Peter
przystąpił do rozpinania mojego szarego swetra, guziczek po guziczku. Równie
szybko rozprawił się z czarną koszulką, która już po chwili wylądowała na
podłodze, obok sweterka. Słyszałam, że ktoś zbliża się do drzwi, ale bynajmniej
nie miałam zamiaru rezygnować z czegokolwiek. Zwłaszcza, że brunet całował
teraz moją szyję, schodząc coraz niżej i niżej.
- Sąsiedzi zadzwonili po policję–
krzyknął jakiś chłopak, z impetem wpadając do pokoju.
Zebraliśmy nasze rzeczy. Głównie
ja, bo nie zdążyłam jeszcze dobrać się do jego ubrań. Co sił w nogach
pognaliśmy do kuchni, by uciec stamtąd tylnym wyjściem.
Jeżeli chcesz kogoś do siebie
zrazić, to zwymiotuj w jego obecności. Tej nocy zrobiłam to jakieś pięć, może
sześć razy. Przytrzymywał mi wtedy włosy i choć trudno dopatrywać się w tym
geście choćby namiastki romantyczności, to i tak wydało mi się to dziwnie urocze, choć
wiedziałam, że po zrobieniu czegoś tak obrzydliwego nie mogłam liczyć na
kontynuację przerwanej scenki. Być może to właśnie moja skłonność do spożywania
nadmiernej ilości alkoholu, a może to, że byłam skończoną ofermą sprawiły, że
zostaliśmy w sferze przyjaźni. Rzecz jasna nie stało się to zbyt szybko.
Potrzebowaliśmy prawie dwunastu miesięcy, by nieco ochłonąć i choć w tym czasie
odbyliśmy kilka rozmów, to wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jak znaleźć wspólny
język. Aż trudno uwierzyć, że po czymś takim staliśmy się sobie tak bliscy.
I w tym momencie, jakiś rok po
całym zdarzeniu musiałam się z nim pożegnać.
Pocałowałam go w policzek i
wyszłam.
Zdjęłam szpilki. Nie wiem jak
normalni (powiedzmy) ludzie, a konkretnie kobiety mogą chodzić w czymś takim.
Tęskniłam za moimi trampkami. Tak bardzo mi ich brakowało.
- Rachel! – zawołał ktoś za mną i
albo mi się wydawało, albo był to głos… Nie, to nie mógł być on. Przecież się
do mnie nie odzywał.
___________________________
Długi wyszedł, oj długi. A to chyba znaczy, że jestem w
formie. Żartuję. Chciałam po prostu zakończyć w nie-tak-oczywistym momencie. I
chyba mi się to udało.
Och, sama nie wiem co mam myśleć.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony, Rachel powinna jechać, bo to olbrzymia szansa, gdybym ja dostała się na warsztaty artystyczne do FRANCJI, nie zastanawiałabym się ani minuty, jestem pewna. Ale to Rachel i nie chcę żeby jechała. I co? Może ma poznać jakiegoś totalnie przystojnego francuza i zapomnieć o Matty'm?! Albo olać Petera? (Sama nie wiem co gorsze, ale pamiętajmy, że Matt, to Matt i to jemu kibicuję najbardziej).
Hahahaha, zapoznanie się Petera z Rachel doobre! :D
I wgl, to jak przeczytałam o warsztatach i to we FRANCJI, to totalnie myślałam, że czytasz mi w myślach. Wierz, lub nie, ale też miałam taki pomysł! Tzn, wpadłam na to kieeeedyś, zanim wgl zaczęłam pisać moje opowiadanie i aktualnie nie miałam nawet w planach tego jakoś specjalnie 'używać', ale totalnie miałam taki pomysł, hahahaha :D
Zastanawiam się, czy na końcu wołał ją Matty. Z jednej strony to zbyt oczywiste, z drugiej, mógł przecież zobaczyć obraz, prawda? Och, niech to będzie on!
WYMYŚLIŁAM COŚ!
Bo, mimo tego, że uwielbiam Petera, to jego rozłąkę z Rachel jakoś przetrwam, a co do Matt'a... Może zapakujemy go w walizkę? ;>
Kurcze, myślę o tym zakończeniu.
Matt, bądź tą osobą!
Pragnę jakiejś ich rozmowy. Jakiegoś malutkiego kroczku w kierunku pogodzenia się. Pragnę jego, przynajmniej niezadowolenia, czy lekkiego zmartwienia się tym, że Rachel wyjeżdża.
Aha! No i po prostu MUSZĘ dodać, że z niecierpliwością czekam na szczyptę (albo więcej) pikanterii. (Takiej teraźniejszej, nie w retrospekcji).. :D
Niby taki długi, a wgl tego nie poczułam! ;o Tak się dobrze czytało :3
Nie mogę doczekać się następnego, jak zwykle zresztą!
no ja od zawsze wiedziałam, że jesteśmy kompatybilne. to nic, że 'zawsze' brzmi jak co najmniej kilka lat xD
Usuńtak sobie pomyślałam 'masz cały świat do dyspozycji; gdzie ty chciałabyś pojechać' i tak jakoś padło na Francję. zresztą kojarzy się ona z takimi artystami, malarzami w beretach itd.
Twoje pomysły są coraz bardziej kreatywne xD
zboczeńcu Ty jeden! jeszcze Ci mało? hahahha poczekamy, zobaczymy. może nie tak od razu (nie róbmy z Rachel latawicy!) ale prędzej czy później coś takiego się pojawi.
cieszę się, że tak bardzo nie cierpiałaś, czytając to powyżej <3
hahaha, no coś musi być na rzeczy, skoro nawet pomysły mamy takie same!
OdpowiedzUsuńoch, ja tak baaardzo marzę o podróży do Francji :3 ale wiem, że pojadę, choćby nie wiem co, o!
dooobra, to może nie od razu, ale ważne, że pikanteria (w pełnej krasie, hahahahaha) w końcu się pojawi XDD
w ogóle nie cierpiałam!
to znaczy, trochę tak, jak sobie pomyślałam, że Rachel wyjedzie (raczej) i zostawi tutaj Matt'a i Petera ;<
ej no przecież nawet jak wyjedzie to nie zniknie na zawsze, bo przecież oznaczałoby to koniec opowiadania a tyyyyyyyyyle rzeczy trzeba jeszcze rozwinąć, wyjaśnić.
Usuńtak myślę, że jak już będę pracować to sobie odłożę pieniążki na megadługi urlop we Francji, ach...
nie wiem jak Ty sobie wyobrażasz te sceny seksu, ale chyba aż tak nie będę się wgłębiać w szczegóły. przynajmniej nie tak jak Ty byś tego chciała hahahhaha
póki co masz link do blogów, które takowe sceny opisują. raz nawet się popłakałam:
http://imaginy-one-direction.blogspot.com/2012/03/z-harrym-18-d.html
http://onedirection-imagine.blogspot.com/2012/04/13.html
http://one-direction-imagiiny.blogspot.com/2012/04/18-z-lou.html
teraz weźmiesz mnie za totalnego psychola xD no ale nie ja to pisałam. koleżanka mi podesłała linki xD
CO TY MI WYSŁAŁAŚ?!
OdpowiedzUsuńhahahahahahahahahahaha! jak coś takiego tutaj dodasz i będzie też coś o "ciemnej, mokrej jaskini", to normalnie Cię uduszę!
hahaha, nie wierzę normalnie XD!
hm, moi rodzice obiecali, że w prezencie na 18 zafundują mi taką podróż. tylko jeszcze nie wiem jak TYLE CZASU przetrwać. -,-
i wiesz co? ja Cię wprost proszę, nie wgłębiaj się w szczegóły jak w tym co mi wysłałaś! ;o toż to nie ma być porno! XDD
czytając to popłakałaś się ze śmiechu, czy ze wzruszenia? ;oo
hahahaha, wciąż nie wierzę! XD hahahaha
jeszcze pytasz xD
Usuńno co Ty, nie chcesz opisów marcheweczki? xD
może szybka akcja w Tesco przynajmniej?
w porównaniu z tymi dziełami, my nie potrafimy pisać opowiadań, nie chcę Cię martwić :C zwłaszcza na scenach przesyconych erotyzmem leżymy!
"marchewki wbijają ci się lekko w pupę. Podnieca cię to. " klaaaaasyk <3
hahahahahahahahahahaha, ja dziękuję za mega dziki seks z jego "olbrzymim tygryskiem" <--- HAHAHAHAHAHAH, na marchewkach, sianie, w przebieralni, w domu i wgl. i dziekuję też za "ciemną, mokrą jaskinie", która normalnie mnie zeschizowała, hahaha XD
OdpowiedzUsuńno wiem :< jesteśmy słabe i wgl nie radzimy sobie z takimi scenami. koniecznie musimy wprowadzić robienie loda i 'zgrabne paluszki, włożone, żeby podkręcić (hahahaha) punkt G'
ja pierniczę, zryłaś mi tym banie, hahahaha XD
hahahhahah no wiem! :D
Usuńale kurczę... ten trzon, którym jeździła po swoim ciele.... coś pięknego xD
"Robiąc mu przyjemność wykonywałaś ruchy do przodu i to tyłu jego trzonem . Jego dar był mega gigantyczny" hahahha czytam i niedowierzam. btw musiał mieć jakieś długie te palce ^^
hahahahahahahah, ej, weź, bo dalej nie mogę przestać się z tego śmiać! XD
OdpowiedzUsuńtracę wiarę w ludzi, jak coś takiego czytam..
no tak, 2 mega długie paluszki i gigantyczny trzon. perfekcyjny facet, hahahahahaha XD
hahahah no gdybym to przeczytała wcześniej to wykorzystałabym to w opisie Petera :C wiesz, tam gdzie mu się ręczniczek osunął.
Usuńnooo, a skoro tego nie zrobiłaś, to sorry, ale po prostu nie umiesz opisywać takich rzeczy.. powinnaś się uczyć od mistrzów, koniecznie!
Usuńwiem :C ale za to zobacz, co wystarczy wpisać w google, żeby mój blog wyskoczył: http://img600.imageshack.us/img600/2800/hahahhah.png
Usuńzałożę się, że nie masz takich fajnych wyszukiwanych słów kluczowych!
hahahahahahahahahahahahahahahahahaha!!!!
OdpowiedzUsuńprzyczyniłaś się do tego tymi komentarzami o trzonach!
Usuń