W
poprzednim tygodniu odebrałam kilka dziwacznych telefonów. Rozumiem, że trudno
było rozpoznać mnie po głosie, ale mówienie rzeczy w stylu: „czy mógłby pan
poprosić córkę do telefonu” to już lekka przesada. Tak czy owak kilkakrotnie
zażartowałam nawet z dzwoniących. Stworzyłam nawet alter ego. Miałam na imię
Dave i byłam po czterdziestce. Nawet moja siostra się na to nabrała. Uwaga,
puenta zbliża się nieubłaganie. Otóż po tych wszystkich zmaganiach z męskim,
totalnie zachrypniętym głosem, mogę się wreszcie pochwalić, że wszystko wróciło
do najlepszego porządku. Odzyskałam swoją barwę. Prawdę mówiąc, zaczęła mnie
nawet irytować, bo tamta całkiem nieźle nadawała się do śpiewania rockowych
piosenek.
Nie wiem
jak to się stało, ale siedziałam właśnie w mieszkaniu Matty’ego. Właściwie to
mam co do tego pewną teorię. Natalie to wiedźma i za pomocą dziwnej mieszanki
złożonej z insektów i innych dziwnych rzeczy sprawiła, że się tutaj znalazłam.
Tak naprawdę to w drodze do domu przypadkowo wpadłam na Petera. Stwierdził, że
wybiera się na próbę do Hale’a. Zapytał, czy chcę posłuchać nowych,
niedoszlifowanych piosenek i zanim zdążyłam wyrazić ewentualną dezaprobatę,
towarzysząca mi blondynka trzykrotnie (jak Boga kocham) wypiszczała irytujące
do granic możliwości „tak”.
Rzeczy
zaczynały się robić coraz bardziej skomplikowane. Zwymiotowałam mu na trampki.
Mówiliśmy sobie „cześć”. Wielokrotnie pytał co z moim nosem. Kilka razy nawet
udało nam się prawie normalnie rozmawiać, a gdy czasem podczas spotkań całej
grupy wstrzymywałam oddech na jakiś czas (tak, zdażało mi się to robić, kiedy
cholernie się denerwowałam, o co, jak można się domyśleć, w jego towarzystwie
nie było trudno) wymachiwał ręką przed moimi oczami po to, bym zeszła na
ziemię. Chciałabym zamknąć się w swoim małym, wyidealizowanym świecie, w którym
to wszystko miałoby jakiekolwiek znaczenie, ale z reguły byłam raczej
realistką, by nie rzec pesymistką, więc przyjmowałam życie takim jakim było, a
nie jakim być powinno.
Tego dnia
nastąpił chyba przełom, bo miałam wrażenie, że ignorował mnie w znacznie
mniejszym stopniu, a kiedy podałam mu kubek gorącej kawy, nawet się do mnie
uśmiechnął. Zrobiło mi się gorąco. I to dosłownie, bo właśnie nieumyślnie
oblewałam się gorącym napojem z drugiego naczynia, przeznaczonego dla mnie.
Syknęłam z bólu.
- Mam
problemy z koordynacją ruchową – wyjąkałam, podskakując i obracając się wokół
własnej osi. Starałam się najbardziej jak to tylko możliwe odsunąć parzącą
koszulkę od skóry, głównie tej na dekolcie, bo tam skumulowała się największa
ilość aromatycznej małej czarnej.
Przez
chwilę widziałam tę wymianę spojrzeń pomiędzy chłopakami, którzy o dziwo nadal
powstrzymywali się od śmiechu. Po chwili Matt zniknął mi z oczu na kilka minut,
a kiedy wrócił, rzucił nie tyle do mnie, co we mnie (nie zdążyłam się
zorientować) białą koszulką z Lennon’em.
Naturalnie
z manierą hollywoodzkich aktorek ukryłam wszelkie emocje i pognałam do
łazienki, by się przebrać, ale w głębi duszy… Stado chochlików walczyło w tym
momencie w moim żołądku o przetrwanie. Tygodniami opracowywałam plan o roboczym
tytule „zagadać Matt’a”, a tymczasem wystarczyło zrobić z siebie skończoną
sierotę i już wszystko szło jak po maśle.
Dumna jak
paw (oczywiście nie dałam tego po sobie poznać) wróciłam do salonu. Wzrok
wszystkich powędrował na mnie, a dokładniej na odrobinę za dużą koszulkę, która
ni jak komponowała się z brązowymi, opadającymi akurat na twarz Lennona lokami
i czarnymi rurkami. Przez moment poczułam się nawet jak pozerka, ale przecież
byłam autentyczną fanką John’a, więc doszłam do wniosku, że wszystko mi jedno.
- Nobody
loves you… - zaczęłam niepewnie.
- When
you’re down and out – dokończył za mnie Matt. – Dobra piosenka.
- Jedna z
najlepszych. Chociaż osobiście lubię też „Look at me”, „Isolation” i „Old dirt
road”.
- Niezły gust. Pete miał rację – dobra, tego było za wiele. Moja twarz i tak
musiała już przypominać purpurowy dywan leżący w przedpokoju. Rozmawiali o
mnie. Wiedziałam, że robię mój charakterystyczny wytrzeszcz oczu, ale jakoś nie
mogłam temu zaradzić. To była moja zwyczajowa reakcja na każdego rodzaju
wiadomość, która wywoływała u mnie dość duży szok.
- Dobra,
powiedzmy, że masz do wyboru „Imagine” i „Out the blue”. Co wybierzesz? –
wtrącił Tony, robiąc dosyć podejrzaną minę. Czy to miała być jakaś próba?
Sprawdzali, czy byłam godna, by należeć do ich paczki? Nie bardzo to wszystko
rozumiałam.
- Wiesz,
tekst do „Imagine” jest bardzo wzruszający. Lennon umiał pisać w taki sposób,
że łzy same cisną się do oczu. Ale to jest już niemalże hymn osób, które
próbują zaimponować ludziom tym, że słuchają „górnej półki” i mimo całej
miłości, którą dażę ten utwór, to zawsze będę popierać mniej popularne, co
podkreślam, nie znaczy gorsze piosenki. Dlatego najprawdopodobniej wybrałabym
„Out the blue”.
- Dobry
wybór – powiedział Matty z uznaniem, podnosząc prawą dłoń do góry. Zanim
zorientowałam się, że chce mi przybić „piątkę”, minęło trochę czasu. W mojej
głowie była to oczywiście wieczność, ale tak naprawdę nikt nie zdążył się
zorientować, że mam nieco opóźniony zapłon. Czy to nie jest przypadkiem
przywilej najlepszych kumpli? High five, doprawdy?
Zresztą,
wszystko nagle straciło na znaczeniu. Miałam na sobie jego koszulkę i tylko to
się liczyło. No, może poza faktem, że nie zamierzałam mu jej za szybko oddać.
Nadal pachniała jak on. Moja-(powiedzmy)-własna-jego-koszulka.
***
Kiedy przyglądasz się swoim
znajomym, zaczynasz zauważać, że tak naprawdę najczęściej jesteście
zbiorowiskiem skrajnie różnych osobowości. Tony (choć na scenie wychodził z
niego prawdziwy demon) był w gruncie rzeczy niedorzecznie miłą i sympatyczną
osobą, posiadającą niezaprzeczalny talent wokalny. Chris zawsze trzymał się na
uboczu, ale kiedy znalazł z kimś wspólny temat, to usta dosłownie mu się nie
zamykały. Robert – kolejny (po Chrisie) gitarzysta posiadał dosyć dziwny gust.
Mój gej radar za każdym razem zaczynał dziwnie piszczeć w jego obecności. Może
dlatego, że zespoły, których słuchał oraz jego komentarze, które padały pod
adresem ich wokalistów były dosyć śmiałe i niejednoznaczne. Największy nerwus,
choleryk, miłośnik złotego napoju uwieńczonego pianką i przede wszystkim typowy
podrywacz – Peter zdawał się trzymać cały zespół na wodzy. Przylepiono mu nawet
łatkę szefa. To dziwne, że właśnie z nim najszybciej znalazłam wspólny język,
ale w zasadzie byliśmy do siebie trochę podobni. Mnie również wielokrotnie
nazywano furiatką. No i nasze porównanie na last.fm wypadało „świetnie”.
Najlepsze zostawiłam na koniec.
Matt – ucieleśnienie moich pragnień. Nieogarnięty, nieśmiały, małomówny. Coś
jak ja. Przynajmniej w pewnym stopniu, bo w przeciwieństwie do niego, jak już
kogoś dobrze poznałam, to potrafiłam wtrącić swoje trzy grosze. A ten biedak
nawet kiedy chciał już coś powiedzieć, to w większości przypadków nie było mu
to dane. Koledzy wyraźnie nad nim dominowali. Zdarzało się nawet, że kończyli
za niego zdanie, nie dając mu dojść do słowa. Uważałam to za całkiem słodkie,
chociaż jako czystej krwi mężczyzna powinien umieć postawić na swoim. Z drugiej
jednak strony sprawy z Matty’m przybrały w ostatnim czasie niepokojącego
wymiaru.
To było
bardziej niż dziwne. Zaczął mnie nie tylko zauważać, ale przede wszystkim
traktować jak najlepszego kumpla. Może nie byłoby to takie złe, gdyby nie fakt,
że kumple nie robią ze sobą rzeczy, które ja bardzo chciałabym z nim robić.
Kiedy po
raz piąty tego dnia poklepał mnie po ramieniu, Natalie postanowiła
interweniować. Dosłownie wzięła mnie za fraki i wyprowadziła na zewnątrz, gdzie
wreszcie mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza.
-
Zaczynamy proces oddudowiania – oznajmiła całkiem poważnie, mierząc mnie
wzrokiem.
- Od… czego? – uniosłam jedną brew, modląc
się w duchu, by nie był to kolejny z jej genialnych pomysłów na walkę z moją
nieśmiałością.
-
Żartujesz? Widziałaś jak on cię traktuje? Jesteście już o krok od tego, by zaczął
zwracać się do ciebie per „bro” albo „dude”. Nie możemy do tego dopuścić.
Proces oddudowiania uważam za rozpoczęty.
- Czy ja
wyglądam jak koleś? – spytałam, a kiedy nie otrzymałam odpowiedzi, w pośpiechu
dodałam – To było pytanie retoryczne.
Oczywiście
nie było we mnie nic męskiego, ale wzrok przyjaciółki, która najprawdopodobniej
właśnie dokonywała osądu nad moją osobą sprawił, że nawet ja zaczęłam się nad
tym zastanawiać. Przeważnie nosiłam rozpuszczone włosy, a że były długie i
lekko falowane, to fryzurę mogłam na miejscu wykluczyć z grona podejrzanych.
Cholera, czy mój strój mógł być aż tak mało dziewczęcy? Na Boga, przecież
miałam na sobie miętowe rurki, białą bokserkę i wreszcie jedną z najbardziej
niemęskich rzeczy w mojej szafie – sweterek w szaro-różowe paski. Litości.
- Cycki! –
wrzasnęła w końcu, a mężczyzna po pięćdziesiątce, który akurat przechodził obok
zmierzył nas wzrokiem, który ciskał piorunami.
- Masz coś
do tej akurat części mojego ciała?
- Za mało
je eksponujesz. Wystarczy, że facet zobaczy twoje „argumenty” i już jest twój.
- Powinnaś
się leczyć – warknęłam przez zaciśnięte zęby, przy czym nie byłam pewna, czy w
tym co powiedziała nie było odrobiny prawdy. Problem polegał na tym, że gdybym
dostosowała się do jej porad, stałabym się tym, kim nigdy nie chciałabym być.
- Udawaj
fankę jakiegoś tandetnego boysbandu. Wiem! US5! To jest to! – pisnęła
podekscytowana, zacierając dłonie w geście niecierpliwości.
- Ze
wszystkich twoich pomysłów… Podkreślam – ze wszystkich twoich pomysłów te dwa,
które przedstawiłaś w ciągu ostatnich kilku minut są najbardziej idiotyczne.
Idą do folderu… Nie. Idą od razu do kosza – obróciłam się na pięcie i wróciłam
do środka.
Sprostuję
sprawę z folderami. Za każdym razem staram się katalogizować wszystko, co
robimy razem. Zresztą obie to robimy. Gdy na przykład mówi mi, że widziała
zdjęcia Zac’a Efrona bez bielizny, ja odpowiadam, że wrzucam to do folderu o nazwie
„zupełnie niepotrzebne rzeczy, które niestety zapadają w pamięć i wyrządzają
nam ogromną krzywdę, o której nie zapomnimy do końca życia”. W tym samym
folderze był widok nagiego brata Natie, ale nigdy jej o tym nie powiedziałam.
Cóż mogę rzec, to jego wina, bo nie zamknął drzwi do łazienki.
- Więc…
Może wpadniesz do mnie dziś wieczorem? Obejrzymy wszystkie części „High School
Musical”, zrobimy sobie maseczki i takie tam – zaproponowała blondynka,
wcielając w życie swój złowieszczy plan. Zakrztusiłam się sokiem pomarańczowym.
Walnęłam ręką w czoło z niedowierzaniem. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co
zrobić: zabić ją przy wszystkich, czy zrobić to na osobności.
- Wiesz
jak bardzo tego nienawidzę.
- To może
pożyczę ci najnowszą płytę…
„Nie
kończ, nie kończ, błagam, nie kończ – modliłam się w duchu – Proszę, nie kończ
tego zdania”.
- A propos
płyt. Kupiłem właśnie najnowszy krążek The Shins. Jest całkiem niezły – rzucił
niedbale i jakby od niechcenia Peter. Nie miał pojęcia, że w ten sposób ratuje
nie tyle moje życie, co reputację, na którą ciężko pracowałam. – Jeśli chcesz,
to mogę ci go pożyczyć. Może ci się spodoba.
- Jasne –
odpowiedziałam pospiesznie, zbierając się do wyjścia. Wiedziałam, że jeśli
zostanę tam choćby chwilę dłużej, to Natalie sprawi, że nigdy więcej nie pokażę
im się na oczy.
Szłam
przed siebie, wbijając wzrok w ziemię, kiedy poczułam w kieszeni wibracje
telefonu. I wtedy po raz drugi tego dnia przeszłam minizawał. Napisał. Do mnie.
„Dlaczego
wyszłaś tak wcześnie?”
Po
wykonaniu tańca radości i spontanicznego śpiewu zwycięstwa odpisałam (siląc się
na obojętność):
„Mam kilka
spraw do załatwienia”.
W
rzeczywistości wróciłam do domu i rzuciłam się w wir okropnych, telewizyjnych
programów, z których każdy jeden był gorszy od poprzedniego.
Może
jednak nie traktował mnie jak przyjaciela płci męskiej? Może to tylko majaki
lekko obłąkanej Natalie? Skąd miałam to wszystko wiedzieć? Przecież odzywał się
tak cholernie rzadko. I w tym tkwił chyba największy problem. Matthew Hale
zdecydowanie za rzadko formułował wypowiedź dłuższą od „cześć, co słychać?”.
Wchodzę sobie po raz kolejny na bloga, zamykam oczy i myślę sobie "OBY BYŁ, OBY BYŁ, OBY BYŁ!" Otwieram oczy. I tylko takie JEST! Yeah! :D I to 7 <3 Szczęśliwa siódemeczka będzie, jestem pewna :D To czytam.
OdpowiedzUsuńzaczynam czytać. na wstępie od razu pomyślałam, że totalnie utożsamiam się z bohaterką, bo ja sama nie tyle mam zadatki na idealną ofiarę losu, co tą ofiarą losu jestem XD
OdpowiedzUsuńprzechodzę dalej. czytam o dziwacznych telefonach itd, ale w momencie kiedy przeczytałam fragment: <--- (hahahaahahahahahahaahahahahah), wybuchnęłam takim śmiechem, że myślałam, że pękną mi żebra. niefortunnie się stało, że tuż przed tym fragmentem nabrałam do ust wodę. jak się nie trudno domyślić, idealna ofiara losu prawie się udławiła, a przy okazji połowa owej wody wylądowała na mojej koszulce. XD
Och. Mieszkanie Matty'ego. kolejny łyk wody i kolejne zakrztuszenie. okej, szybko, czytam dalej.
hahahahahahahaahahaha: "Zrobiło mi się gorąco. I to dosłownie, bo właśnie nieumyślnie oblewałam się gorącym napojem z drugiego naczynia, przeznaczonego dla mnie."!
dobra, nie mam słów. na takie coś czekałam! Matt-jest, koszula Matta (arrr)- jest, rozmowa (ta NORMALNA, nie na temat nosa)- jest! no wprost idealnie :3
dziękuję za rozdział!! :*
buziaczki!
PS jeszcze zdążyłam dorwać twój komentarz.
jeśli ten rozdział świadczy o twoich problemach z natchnieniem, to... WOW. serio, nie mam pojęcia co to będzie jak to natchnienie się pojawi. :)
no tak, kooochany onet. :3 zamierzałam wrócić na mojego bloga, ale tak mnie wkurzał, że zrezygnowałam. koszmar.
o! i specjalnie dla mnie napisany, nie no, w takim razie DZIĘKUJĘ! :*
ach. i wybacz za taki chaotyczny, długi i... dziwny komentarz. ale ten rozdział mną poruszył. :D
you just made my day!
Usuńcieszę się, że moje wypociny sprostały Twoim wymaganiom i dopiero jak czytałam Twój komentarz zdałam sobie sprawę z tego, że dziwne rzeczy czasem opisuję;D w każdym razie czytając go cały czas szczerzyłam się do monitora,więc nie masz za co przepraszać.
i jak tylko wrócisz, podrzuć linka, koniecznie!
hm, właściwie to nie ma co podrzucać, bo na blogu nie ma nic nowego od około roku...
Usuńjakoś nie mogę się zebrać na ostateczny powrót. a szkoda, bo prowadziłam bloga przez ponad rok.
Wow, Matt się rozkręca, haha :D
OdpowiedzUsuńhahahaha, dodatkowo do folderu: "zupełnie niepotrzebne rzeczy, które niestety zapadają w pamięć i wyrządzają nam ogromną krzywdę, o której nie zapomnimy do końca życia", ja także dodałabym nagie zdjęcia Zaca Efrona! na twoje nieszczęście mi o nich przypomniałaś :<< hahahaha :D
aa no i liczę na to, że "Matt – ucieleśnienie moich pragnień." pojawi się już osobiście w następnym rozdziale ;)
pozdrawiam!
cholera, robię takie głupie błędy jak szybko piszę. nie wiem czemu napisałam "Zacka". wiesz, chyba nawet Ty będziesz mnie miała dość, bo mam anginę, więc znajdzie się sporo czasu na pisanie.
Usuńo nie! kto jak kto, ale JA nigdy nie będę miała Cię (twojej twórczości) dość! + anginę? :< to zdrowiej szybko!
Usuń