Piszę do Ciebie ten idiotyczny list, ponieważ domyślam się, że nie mogę
skontaktować się z Tobą w żaden inny sposób. Oczywiście mogłabym próbować, ale
podejrzewam, że i tak zostałabym zignorowana. A tego najprawdopodobniej bym nie
zniosła. Nie licząc wypracowania z angielskiego, w którym to miałam opisać kim
chciałabym zostać w przyszłości, jest to najprawdopodobniej najtrudniejsza
rzecz, jaką przyszło mi napisać.
***
Kilka godzin włóczyłam się po okolicy, zanim upewniłam się, że na pewno jestem
gotowa na to, by z nim pogadać. Nie było go jednak w domu. Jego matka
powiedziała mi, że poszedł na próbę w domu Peter’a. Tam też się udałam.
Na szczęście grali w garażu, więc ominęła mnie żałosna scenka zawodzenia pod
drzwiami tudzież błagania o litość. Emily też tam była. Gdy skończyli jedną z
piosenek, zaczęła klaskać, jakby podniecenie malujące się na jej twarzy nie
wystarczało.
- Hej, Rachel, zgadnij co to – krzyknął Pete, po czym zaczęli grać jeden z
moich ulubionych numerów.
- Nieźle – uśmiechnęłam się blado, rozsiadając się na krawężniku. – Mówiłam ci,
że to trójka z mojej top 10.
Zastanawiałam się jak odciągnąć Matt’a na bok. Najprościej byłoby uderzyć go w
głowę kamieniem, a potem przetransportować, najlepiej do mojego mieszkania. Nie
żebym chciała go wykorzystać czy coś… Plan nie wypaliłby ze względu na
zastraszającą ilość świadków tej nikczemnej zbrodni. No i mogłabym pobrudzić
szare spodnie, które przecież tak lubiłam.
I wtedy mnie olśniło. Coś było w tym jego uśmiechu, kiedy na nią patrzył.
Wiedziałam również, że na mnie nigdy nie spojrzałby w ten sposób. Nie lustrował
jej tak, jak lustruje się ciastko tuż przed finalną konsumpcją. Musiałam tak
wyglądać, gdy patrzyłam na niego. Nie robił tego również tak, jakby chciał ją
zabić. Tak z kolei wyglądał on, gdy spoglądał na mnie. Ewidentnie wertował ją
wzrokiem, tak jakby nie chciał przegapić pojedynczego szczegółu jej twarzy. To
było odrażające i słodkie zarazem. Odrażające ze względu na to, że była to
wyjątkowo znienawidzona przeze mnie morda. Słodkie, bo nie wiedziałam, że
sprawy między nimi zmierzały w jak najlepszym kierunku.
- I jak ci się podoba?
Uniosłam oba kciuki ku górze. W rzeczywistości nie mogłam się skupić na ich
„koncercie”. Zapewne Matthew wybrał tę piosenkę dla niej. Byłam nieproszonym
gościem, słuchającym miłosnej piosenki wykonywanej dla innej. Lepiej być nie
mogło. Nie rozumiałam tylko dlaczego Peter robił wszystko, bym w tej
niedorzecznej sytuacji nie czuła się nieswojo. Rzucił mi nawet butelkę wody
mineralnej. Niegazowanej! Jak on mnie znał. Oczywiście jej nie złapałam. Z
kompletem rąk miałabym z tym problem, a kiedy do tego doszedł jeszcze gips,
stałam się skończoną niedorajdą.
Przypomniały mi się słowa Natalie. „Złamane serce jest ślepe”. Odpowiedziałam
jej wtedy, że to niedorzeczne. Po pierwsze serce to mięsień, więc już sam
epitet „złamane serce” jest sam w sobie oksymoronem, a kiedy dochodzi jeszcze
to przygłupie stwierdzenie, że można widzieć sercem… Nie przypominam sobie,
żebym kiedykolwiek pozwoliła któremuś z moich narządów samodzielnie decydować o
czymkolwiek, co byłoby związane z moim życiem towarzyskim. Dlaczego więc serce
miałoby być bardziej uprzywilejowane, na przykład od nerek? Może i biło
szybciej za każdym razem, gdy pojawiał się w moim polu widzenia, ale teksty
typu: „zaopiekuj się moim sercem, zostawiłem je przy tobie, bla bla” były dla
mnie równie urocze jak „działasz na moją trzustkę” albo „przy tobie dostaję
zapalenia wyrostka robaczkowego”. Ale Natie miała rację. Mój mięsień, tak TEN
mięsień był w ostatnim czasie, mówiąc delikatnie, nadwyrężony.
Teraz chyba zrozumiałam, co miała na myśli. Nie zauważałam pewnych rzeczy. Być
może nie chciałam ich zauważyć lub zwyczajnie nie przyjmowałam ich do
wiadomości. Nie mogłam znieść odrzucenia. Nie w takim momencie.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
Odwróciłam się, wykonując trik znany głównie z reklam szamponu przeciwłupieżowego.
- Oto i mój Gallagher – objęłam go zdrową ręką na wysokości bioder, a on
odgarnął zbyt długą grzywkę z moich oczu, zupełnie jakbyśmy kontynuowali grę w
spocie reklamowym i przycisnął mnie mocniej do siebie. Wszyscy na nas patrzyli.
Po raz pierwszy nie tylko mi to nie przeszkadzało, ale wręcz spływało po mnie
jak po kaczce.
Kiedy po śmierci mojego ojca popadłam w depresję, lekarze zgoodnie stwierdzili,
że potrzebuję serotoniny. Zapisali mi nawet jakieś prochy. Moja egzystencja
polegała wtedy głównie na użalaniu się nad sobą i obwinianiu się za jego
śmierć, a świat zamykał się w czterech ścianach zbyt dużej wtedy dla mnie
sypialni. Z czasem zredukowałam go do absolutnego minimum, spędzając całe dnie
w łóżku. Potrafiłam godzinami gapić się w sufit. Tamten okres pamiętam jak
przez mgłę, ale wiem jedno – teraz poziom serotoniny w moim mózgu utrzymywał
się na względnie wysokim poziomie. Podejrzewam, że było to skutkiem pewnej
stabilizacji, którą osiągnęłam w sferze uczuciowej. Było zwyczajnie dobrze.
- Jak ręka?
- Za tydzień zobaczysz ją bez gipsu.
- To chyba jedyna część twojego ciała, której nie... – nie dokończył, bo
sprzedałam mu porządnego kuksańca w bok. Zarumieniłam się. Nie musiałam nawet
widzieć swojej twarzy, żeby wiedzieć, że była teraz nie tyle lekko zaróżowiona,
co purpurowa. – Rozmawialiśmy już na ten temat.
- I tak nie biję cię już aż tak często, nie przesadzaj.
***
Poznałam kogoś. Jest inteligentny i zabawny. Potrafi mnie rozśmieszyć. Ma
cudowny uśmiech i najsłodsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziałam. Mogłabym
godzinami patrzeć w jego oczy, mając nadzieję, że zostanę tam na zawsze.
Wciąż powtarza, że milczenie jest złotem, dlatego można odnieść wrażenie, że
wszystko co mówi jest doskonale przemyślane i wyważone. Cholernie mi na nim
zależy i nie chcę go stracić.
Nie wiem co do niego czuję. Chciałabym, żeby był zawsze blisko. Bliżej niż
kiedykolwiek. Żeby zapomniał o wszystkim co zrobiłam, by pokonać dystans, który
nas dzielił. Rozpaczliwie pragnęłam, by któregoś dnia odwzajemnił tę zagmatwaną
paletę uczuć, którymi go dażyłam. Bo myślę… Wydaje mi się, że go… Zresztą
nieważne.
Chodzi o Ciebie. Zawsze chodziło tylko o Ciebie, Matty.
Nigdy nie zdecydowałabym się na tego typu wyznanie, dlatego tym łatwiej
przychodzi mi napisanie listu, bo wiem, że i tak ostatecznie go potargam i
nigdy o niczym się nie dowiesz. Pogodziłam się z tym. Będziesz dużo szczęśliwszy
beze mnie.
Nie mam wyboru. Rzeczy zmieniły się w tak permanentny sposób. Nie wrócimy już
do tego, co było kiedyś. Zresztą nigdy nie było na tyle dobrze, bym mogła za
tym tęsknić.
Żałośnie (Nie)Twoja Rachel.
Żałośnie (Nie)Twoja Rachel.
Och, naaaareszcie! Nawet nie masz pojęcia jak bardzo nie mogłam się doczekać!
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie do końca ogarniam końcówkę tekstu napisanego normalnie (nie kursywą). Czytam to kolejny raz i nie wiem, czy jest jakiś błąd, czy ja po prostu czegoś tutaj nie kumam (co jest wysoce możliwe). :D
No i wgl to nie wiem kto jest tym jej Gallagherem, ale domyślam się, że Liam (??). Jeśli to Liam, to nie wiem czy dobrze ogarniam, ale... CZY ON JĄ WIDZIAŁ NAGO?!
Co do listu, to ja tam mam cichą nadzieję, że jednak dotrze on do Matt'a.
Ale, mówiąc totalnie szczerze to... sama nie wiem, Matt strasznie się od Rachel oddalił. Oboje się od siebie oddalili. I jeszcze Liam. No bo, Liam jest naprawdę słodki i jeśli dobrze zczaiłam rozdział, no to, skoro doszło między Rachel a nim (Liamem) do zbliżenia, a ona... kocha Matt'a, to bardzo nie fair Rachel.
Końcówka była smutna. Smutna przez to, że ona naprawdę się z tym pogodziła. Z jednej strony, nie dziwię się jej, naprawdę się pozmieniało, a jak widać Matt jest zapatrzony w Emily. Z drugiej strony, strasznie chcę, mimo wszystkich tych okropnych przeciwności, żeby im się jednak udało. Matt to Matt. Co by nie było wciąż go uwielbiam i to się nigdy nie zmieni.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam ten rozdział i pewnie o to chodziło (albo i nie XD), ale jeśli wszystko dobrze czaję to... nieźle.
Naprawdę się pokomplikowało.
Fajny ten rozdział. Taki... inny. Ale to dobrze.
Wgl, to przez to całe czekanie na twój rozdział, zainspirowałaś mnie i zaczęłam przerabiać moje stare opowiadanie. Kiedyś coś wymyśliłam, chciałam opublikować na blogu, później nie miałam weny, w końcu zrobiłam z niego takie 'jednoodcinkowe' opowiadanie no i teraz je rozwijam. Także... przywróciłaś mi wenę! :D
Prrrrroszę, dodaj szybko następny, bo wprost nie mogę się doczekać jak to się wszystko potoczy!
Całuski! :*
Czego jeszcze nie ogarniasz? ^^ Gallagher to nawiązanie ...
UsuńCzego jeszcze nie ogarniasz? ^^
Gallagher to nawiązanie do Liama Gallaghera z Oasis – zbieżność imion ;D
a resztę to ja już myślę, że dobrze zrozumiałaś, zwłaszcza tę aluzję z gipsem xD pozostawiam jednak sprawę niejasno, bo wiesz, że Liam lubi takie głupie-zboczone-aroganckie teksty.
ale nie bój się, będą też jaśniejsze nawiązania. nie wiem tylko czy nie przedobrzę i sceny nie będą przypominały akcji z pornoli, no ale może jakoś to zminimalizuję i wyważę, nie wiem, nie pisałam nigdy TAKICH scen xD
wiesz jak kocham komplikacje! ale jeśli naprawdę zagalopowałam za daleko, to przepraszam.
Chcę zobaczyć to Twoje opowiadanie i to szybko!
Jak dobrze pójdzie, to dodam bardzo szybko, postaram się dla Ciebie <3
Widzisz jak to dobrze, że wzajemnie się natychamy? xD
co do Gallaghera, to po prostu nie byłam pewna, czy chodziło Liama, no ale któż inny mógłby to być? ;3
Usuńhahaha, Liam to Liam, ściąga koszulkę na zawołanie to i mógł sobie uroić Rachel nago XD
mrrrrrrauć! czy to oznacza, że zbliża się TA scena? ;3
juhuuuuuuuuuuuuł!
nic nie minimalizuj, niech sobie będą, ja nie mam nic przeciwko! XD
nooo tak, komplikacje to twoja specjalność.
wydaję mi się, że nie przedobrzyłaś. przynajmniej nie jest nudno no i nie mogę się doczekać, jak te komplikacje się skończą! :D
haha, napiszę jeszcze z 2 rozdziały i może wrzucę coś na bloga, to zobaczysz! :D
hihihihihih, to w takim razie będę tutaj wpadać co 10 minut i czekać na następny, haha :D dziekuję :* <3
no i właśnie! skoro mi się już przypomniało, to Delilah, to zdradź mi jak masz na imię? :)