niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 9. Słodka plotkara

I just want to hold you
I don't want to hold you down
I hear what you're saying
and you're spinning my head around


Niektórzy ludzie po prostu nie powinni mieć dostępu do internetu. Na przykład taka ja. Nie dość, że nie uśmierciłam Kate (tak, to było do przewidzenia) to jeszcze wpadłam na genialny pomysł założenia internetowego pamiętnika. Co mnie do tego pchnęło? Może wszechobecna w moim życiu potrzeba uzewnętrzniania emocji w taki czy inny sposób, a może zbyt wysoki poziom kofeiny we krwi.
Długo zastanawiałam się co napisać. Ostatecznie (nadużywając sarkazmu) opublikowałam notkę o (jak się później okazało) dość dwuznacznym wydźwięku. 
Poprosiłam Matty’ego, by do mnie wpadł. Miałam mu wiele do powiedzenia. Tak mi się przynajmniej wydawało. Próby przed lustrem wypadały nienajgorzej.
Telefon zawibrował zadziwiająco szybko. Okazało się, że był akurat w pobliżu. Nieszczęsne serce zaczęło walić jak młot. Żołądek przypomniał o swoim istnieniu, zadając mi ostateczny cios, który sprawił, że dosłownie ugięły się pode mną kolana. Zbiegłam na dół, z trudem łapiąc spazmatyczny oddech.
Nim zdążyłam przygotować się do tego spotkania psychicznie, zapukał do drzwi, a ja (po wygranej walce z samą sobą) otworzyłam mu je.
Zanim przejdę do opisu dalszych wydarzeń powiem tylko, że tego dnia miałam wizytę kontrolną. Relacje z moim bratem były na tyle napięte, że zdecydował się zamieszkać u kolegi. Do mnie wpadał raz, góra dwa razy w tygodniu, by sprawdzić, czy w tych moich czterech ścianach nie odbywają się orgie lub (jak sam twierdzi) na własne oczy zobaczyć, czy lodówka nie jest przypadkiem pusta.
            Tak czy inaczej po pociągnięciu za klamkę ujrzałam go. Wzięłam się w garść i cudem zapanowałam nad rozszalałym, by nie rzec rozpalonym, ciałem.
            Matthew wyglądał jakoś inaczej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi o jego włosy. Zwykle każdy zwrócony był w inną stronę. No i były lekko falowane. Musiał je wyprostować. Ewidentnie były też odrobinę krótsze. Jeśli chodzi o oczy, to cholernie chciałam im się przyjrzeć, by zapamiętać ich odcień, ale awaria pobliskiej latarni mi na to nie pozwalała. Innymi słowy było ciemno jak w mogile. No, może przesadzam, bo padało na niego świadło dochodzące z salonu, ale i tak byłam w stanie dostrzec tylko lekki zarys jego twarzy. Istne tortury.
            - Muszę ci o czymś powiedzieć – zaczęłam dosyć pewnie, ale widząc, że kurczowo ściska swoją komórkę i co chwilę na nią zerka, straciłam tę namiastkę zdecydowania, która miała zadecydować o torze tej rozmowy. Chciałam powiedzieć mu wszystko. O Kate, którą tak polubił. O mamie, która zapadła w śpiączkę farmakologiczną. O tych wszystkich głupich pomysłach, które sprawiły tylko, że momentami nie mógł na mnie patrzeć.
            Nagle David odepchnął mnie na bok i stanął naprzeciwko Hale’a.
            - Więc ty pewnie jesteś Sid – wymamrotał, ni stąd, ni zowąd uderzając go w twarz. – A ty? – i tu zwrócił się do mnie. – Aborcja? Wiesz jakie zdanie ma na ten temat mama.
            Byłam w takim szoku, że początkowo oniemiałam. Odruchowo zasłoniłam otwarte ze zdziwienia usta ręką i zaczęłam się zastanawiać nad sensem jego słów. A wyjaśnienie było tak oczywiste, że sama nie wiem, dlaczego od razu na to nie wpadłam.
            - No powiedz coś! – nalegał. – Zostawiłaś włączonego laptopa. Przeczytałem twój pamiętnik. Wiem wszystko.
            - David… - rzekłam spokojnie, dosyć głośno przełykając ślinę.
            - Jeszcze z tobą nie skończyłem – zakasał rękawy, zbliżając się do zdezorientowanego bruneta.
            - David… - powtórzyłam, tym razem bardziej stanowczym tonem. – To jest Matt.
            W tym momencie powinnam chyba przytoczyć kilka słów, o które to roztoczyła się ta afera. Oto fragment mojego internetowego pamiętnika, skasowanego jeszcze tego samego dnia:
            „ Przykro mi, że to wszystko się tak skończyło. Przynajmniej zyskałam pewność, że Sid nie chciał tego dziecka. Co ja mówię? Oboje go nie chcieliśmy. Natalie stwierdziła, że niepotrzebnie rozdmuchałam całą sprawę z ciążą. Przecież to nic takiego. Nic takiego”.
            Rzeczywiście. Jeśli nie jest się mną, to mogło to zabrzmieć dwuznacznie. A właściwie jednoznacznie, ale nie-tak-jak-powinno-być-znacznie.
            Oboje wylądowaliśmy na dywaniku u mojego brata, a raczej na kanapie w salonie. Przyłożyłam worek z lodem do jego oka. Kiedy już wszystko sobie wyjaśniliśmy lub ściślej mówiąc – ja wyjaśniłam i zyskali pewność, że nie spodziewałam się, nie spodziewam się i w najbliższej przyszłości nie zamierzam się spodziewać dziecka, Matt znów nerwowo zerknął na telefon. Napotkał moje zatroskane spojrzenie, więc szybko wyjaśnił:
            - To Emily. Właściwie, to powinienem…
            Zająkał się, wyraźnie oczekując mojej aprobaty. Zrobiłam coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała.
            - Powinieneś już iść. Pewnie i tak już za długo na ciebie czeka.
            - A co z…
            - Wygląda nieźle. Właściwie nie ma już śladu.
            Wyglądało okropnie, ale w ostateczności dopiero drugiego dnia posiniało. Miał podbite oko.
            Zabrał swóją bluzę i wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Wiedziałam dokąd idzie, a jednak nie miałam zamiaru protestować. Chyba pogodziłam się już z rolą chorej prześladowczyni.
            Na koniec sprzedałam mu kopniaka na szczęście. Nigdy nie sądziłam, że tak właśnie będzie wyglądało pierwsze zbliżenie na linii moja część ciała – jego pośladki. I że będę mu życzyć powodzenia na randce z inną.
            Przelotnie zdążyłam jeszcze przyjrzeć się jego tęczówkom, zanim na dobre się ze sobą pożegnaliśmy. Były piwne. Jego spojrzenie emanowało szczerością i dobrocią. Trudno to sobie wyobrazić. Mógłby mnie nawet zabić, a ja ani na moment nie przestałabym żywić do niego sympatii. Cały Matthew. Problem tylko w tym, że nie był takim świętym za jakiego go uważano.

***

           Weekend nie zakończył się dla mnie zbyt szczęśliwie. Spotkanie z Matty’m miało chyba stanowić swoistą rozgrzewkę przed tym, co miało dopiero nadejść.
            Nie wgłębiając się w szczegóły, spadłam ze schodów i złamałam rękę. Według oficjalnej wersji stało się to podczas jazdy na deskorolce. Czasem musiałam podkolorować trochę moją sierocą naturę. Nie mogłam przecież przyznać, że potknęłam się o niezawiązane sznurówki trampek. To takie nieekstremalne!
            Właściwie to nie musiałam się wysilać. Większość osób dobudowała już historię do mojego wypadku.
            - Podobno pobiła Matt’a, a kiedy ją odepchnął, coś stało się z jej ręką – podsłyszałam w szkolnej szatni. Postanowiłam to przemilczeć. Traktowano nas jak patologiczną rodzinę, chociaż nawet nie byliśmy razem.
            Kiedy podszedł do mnie na przerwie, żeby spytać co mi się stało, ktoś krzyknął: „zaraz się pobiją”.
            - O co poszło? – spytała Cassie, częstując mnie czekoladową muffinką.
            - Dlaczego wszyscy myślą, że go pobiłam?
            - No wiesz… Bywasz kłótliwa.
            - Kto w ogóle rozpowiada takie rzeczy?
            - Źli ludzie, Rachel. Źli ludzie.
            Kiedy myślę „zły człowiek”, na myśl przychodzi mi tylko jedna osoba. Emily.
            Pod koniec dnia na gipsie widniał jakiś milion podpisów. Brakowało tylko jednego.
Niektórzy byli bardziej kreatywni. Tony na przykład poszedł o krok dalej i namalował na nim męskiego członka. Próbowałam zamazać go korektorem, ale wyszło jeszcze gorzej.
            Koniec końców mogło być gorzej. Gdybym złamała prawą rękę, samodzielnie nie zrobiłabym zupełnie niczego. A ja planowałam zrobić coś. I to w dodatku zrobić coś Emily.
            Właściwie nie potrzebowałam do tego rąk. Wystarczyło powiedzieć odpowiednim osobom, że Emily… Ponieważ nie jest to coś, z czego jestem szczególnie dumna i raczej wolałabym wymazać to z pamięci, powiedzmy, że w obecności największej plotkary w mieście, Samanthy, nadmieniłam, że Em nosi czerwone skarpetki. W gruncie rzeczy było to coś znacznie gorszego. Być może któregoś dnia zdobędę się na wyznanie prawdy. Póki co rany są zbyt świeże. Pierwszy raz w życiu chciałabym, żeby były to moje rany.

***

            Wieczorem wpadłam do Natalie. Nie spodziewałam się, że zastanę tam zapłakaną Emily.
            - Chyba nie myślisz, że ktoś w to uwierzy – pocieszała ją przyjaciółka. Moja przyjaciółka, jak pragnę zauważyć. – To stek kłamstw.
            - Jak ktoś mógł w ogóle pomyśleć, że noszę czerwone skarpetki? – dobra, wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale wolałabym nie wnikać w szczegóły. – Kto robi takie rzeczy?
            - Źli ludzie, Emily. Źli ludzie – mruknęłam, cytując klasyk.
Co mnie w ogóle do tego podkusiło? Przecież to nie w moim stylu. Ja nie jem po osiemnastej, nie chodzę w dwóch kucykach i nigdy, ale to nigdy nie oczerniam ludzi. Nie w ten sposób.
- Trzeba być skończonym egoistą…
- Na pewno osoba, która to zrobiła nie zdawała sobie sprawy z tego, że to zabrnie tak daleko.
- Coś o tym wiesz, prawda? – spojrzała na mnie, niby zwyczajnie, ale obawiałam się, że za moment pocisną się na mnie gromy. Czyżby wiedziała? – Właściwie, to to nawet zabawne, bo wyszło na to, że walka z Matty’m była całkiem wyrównana. Oddał ci. Jakby nie było, skończyłaś w szpitalu. A przecież on nie skrzywdziłby muchy.
Mnie by skrzywdził. Gdyby o wszystkim wiedział, skrzywdziłby mnie bez wahania.
-           Właśnie – odparłam. Co niby miałam powiedzieć?
Wyjęłam telefon z kieszeni.
            Byłam tak zdesperowana, że aby od tego wszystkiego odpocząć, znowu wcieliłam się w rolę Kate. Zdobyłam się na odwagę by spytać, jak ma na imię ta „szczęściara”, z którą mu nie wyszło. I czy wszystko między nimi już w porządku. Wiedziałam, że to tylko czysta formalność.
            Jego odpowiedź wyobrażałam sobie mniej więcej w ten sposób: „Emily. Czyż nie jest to najpiękniejsze żeńskie imię na świecie? Pogodziliśmy się. Teraz jest cudownie. Tworzymy taką idealną parę! Ona jest całkiem ładna, ja jestem megasłodki. No i jestem basistą. Nic nie stoi nam na przeszkodzie. Wróżę nam świetlaną przyszłość. Bo co niby miałoby się nie udać? Tak, to pytanie retoryczne”.
- Może wyskoczymy gdzieś razem? – zaproponowała Natalie. – Rozerwiesz się, zapomnisz o wszystkim. Rachel, ty też potrzebujesz przerwy od tych głupot, których się dzisiaj nasłuchałaś.
- Nie mogę. Poprosiłam, żeby Matt odwiózł mnie do domu. Zaraz tu będzie.
Jak za pociągnięciem magicznej różdżki, w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Ostatnią rzeczą, którą miałam ochotę robić tego dnia było oglądanie jego twarzy, dlatego czym prędzej odmaszerowałam na taras.
Stamtąd usłyszałam kilka niepochlebnych, niecenzuralnych słów pod moim adresem. Oczywiście nie wiedział, że mówi o mnie.
Wpadłam w lekką panikę, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę znaleźć mojej komórki. Przeszukałam wszystkie kieszenie. Ponieważ było ciemno, zaczęłam po omacku szukać jej na podłodze. Kiedy tak klęczałam na ziemi, obmacując jej każdy centymetr, przez okno, wpadające do salonu, zauważyłam, że leżała tam, na stoliku. I właśnie sięgał po nią Matthew.

4 komentarze:

  1. Kiedy tylko zobaczyłam ten rozdział, bałam się go ...

    Kiedy tylko zobaczyłam ten rozdział, bałam się go przeczytać. Serio, nie wiem skąd to się wzięło, ale czułam, że będzie coś niedobrego.
    Ten rozdział był taki inny.. Ale myślę, że w pozytywnym sensie inny.
    Nie wiem co mam myśleć, no bo, to wszystko tak mnie frustruje!
    David uderzający Matt'a. Matt olewający Rachel i spieszący się na randkę z Emily. I nawet gdyby David nie wpadł i nie obił mu twarzy, to przecież Matt i tak nie miał wystarczająco czasu na głupią herbatę i rozmowę! Więc, skoro już w drzwiach zerkał na zegarek, to bardzo dobrze, że dostał z pięści. Co by nie mówić, zasłużył.
    Co najlepszego Rachel napisała w tym pamiętniku? Haha, no nawet ja- wielka fanka sarkazmu wzięłabym to wszystko na poważnie.
    I nie wiem czy cieszę się, że Rachel zareagowała tak spokojnie na wieść o randce Matt'a z Emily i w jakiś sposób się z tym.. pogodziła, czy się nie ciesze.
    Kurcze, wiesz co? Czekam na moment, kiedy w końcu to Matt będzie w trudnej sytuacji. Kiedy to on będzie musiał walczyć o Rachel. Czekam, jak nie wiem.

    Widzisz, ile twoje opowiadanie budzi we mnie emocji? ;)
    Wbrew wszystkiemu co napisałam na górze, wbrew wszystkim moim żalom, bardzo, bardzo podoba mi się ten rozdział. Mimo wszystko, coś między nimi zaczyna się dziać, a to już coś.

    PS Teraz mi się przypomniało, tak btw, odnośnie poprzedniego rozdziału, że chcę zobaczyć reakcję Matt'a na obraz Rachel. Na ten obraz z nim :3

    I dlaczego Matt musi mieć brązowe oczy? Brązowe oczy są takie wspaniałe i właśnie uspokajające! :3

    Dobra, kończę, bo ten komentarz robi się coraz dłuższy i dłuższy i dłuższy.
    Cuudowny rozdział! I tym razem jeszcze bardziej nie mogę doczekać się następnego.
    Całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to zabawne, bo po przeczytaniu kilku pierwszych słów Twojego komentarza, bałam się go przeczytać do końca xD zrobiłam sobie dłuuuuuuugą przerwę, zanim wreszcie przeczytałam całość. bałam się, że zostanę zjechana.

      btw postaram się troszeczkę mniej frustrować na przyszłość ;D

      Usuń
    2. hahaha, choćby nie wiem co się tam działo to cię nie zjadę, za bardzo cię uwielbiam za to co tworzysz!
      hahaha, ta frustracja, to nawet pozytyw, to znak, że opowiadanie wzbudza emocje, a to pewnie dobrze :D

      Usuń
  2. No lepiej zakończyć nie mogłaś, prawda? :D
    Ja piernicze, już nie będę pisać o tym, że to co dzieję się między Matt'em, a Rachel mnie dobija.
    I wiem, po prostu WIEM, że na wiadomość od Kate nie odpisze "Emily(...)", kurde, jestem pewna, że byłaby tam Rachel. Aczkolwiek, może wgl nie dowiemy się co tam by było, jeżeli Matt dorwie jej komórkę i wszystko przeczyta. I teraz sama nie wiem, czy to by było dobrze, czy niedobrze.
    Napisałabym, że Rachel jest ciamajdą, skoro spadła ze schodów i złamała rękę, ale nie napiszę nic, bo raz złamałam nogę idąc po całkowicie prostej drodze i 3 tygodnie spędziłam w gipsie i o kulach, także...

    A teraz, po tych kilku rozdziałach totalnych nerwów i coraz bardziej pogarszającej się sytuacji Rachel, może by tak jakiś uśmiech losu? :D
    Jakiś zwrot akcji, może tak szczęście dopisujące Rachel?
    Czekam na to jak nie wiem!

    Aha, no i ciekawe jaką plotkę naprawdę puściła Rachel...

    Teraz to już totalnie nie mogę doczekać się następnego, bo przecież tutaj się waży wspólna przyszłość Rachel i Matt'a! Przeczyta, czy nie przeczyta... ^^

    I teraz właśnie mi się przypomniało, jak odpowiedziałaś mi na samym początku, że chociaż zaczyna się banalnie, to ta historia będzie inna niż wszystkie. Potwierdzam w 100%. Jest inna niż wszystkie! :D

    Pozdrawiam i całuję! :*

    OdpowiedzUsuń